A potem jest płacz…

Nie będę się rozwodzić nad tym, czego może w związkach brakować obu stronom i chwilowo spłycę tu sprawę do samego seksu. Resztę może zostawię na później, choć zdaje sobie sprawę, że ile osób tyle może być potrzeb i opisanie tego mogłoby być czasochłonne. Ale w temacie…

Zazwyczaj kobiety (choć oczywiście nie tylko) twierdzą, że seks nie jest najważniejszy w związku. Oburzają się, że faceci myślą i mówią o nim tak często. Złoszczą, że panowie traktują je jak obiekty seksualne. Twierdzą, że powinniśmy hamować swoje instynkty, bo nie jesteśmy zwierzętami. A potem, nie wiedzieć czemu, dziwią się, że zostały zdradzone! No bo jak to?!

Mnie to jednak nie dziwi. Może dziwna jestem po prostu, ale seks jest dla mnie taką samą naturalną potrzebą jak spanie czy jedzenie. Dlaczego więc nie jesteśmy zniesmaczeni, że człowiek, który nie ma w jednym miejscu dostępu do pożywienia, szuka go gdzieś indziej, a wpadamy w oburzenie, gdy tak samo rozwiązuje się kwestie seksu?!?

Nie jesteśmy zwierzętami. To fakt. I osobiście nie uwierzę, że przyzwoity facet nie próbuje wszelkimi sposobami zaspokajać swoich potrzeb ze swoją partnerką. Zwłaszcza jeśli ją kocha, będzie się starał albo przekonać partnerkę, że pewne potrzeby musi zaspokajać i najlepiej dla obojga gdyby mógł to robić z nią albo będzie próbował z nich zrezygnować (czego osobiście nie polecam :-D). Chociaż uważam, że powinniśmy się nauczyć oddzielania potrzeb od zwykłych fantazji i zachcianek, żeby nie popaść w przesadę 😉

Często przekonywanie i rezygnacja są rozwiązaniami następującymi po sobie. Partner najpierw stara się przekonać swoją ukochaną, a gdy to nie daje efektów, stara się stłumić potrzeby „w imię miłości” (i wciąż mówię tu o przyzwoitych mężczyznach :-D). Wyobraźmy jednak sobie czajnik z wodą na pełnym ogniu…para w końcu zacznie uchodzić. Tak samo jest w przypadku seksu…ta niezaspokojona potrzeba staje się pewnego rodzaju obsesją i choć dana osoba nie uprawia seksu bez przerwy (ciekawe czemu? ;-)), to odczuwa potrzebę choćby mówienia o tym (para bucha). Zaś im dłużej trwa taki stan, tym innych form rozładowania potrzeb się szuka. A to niestety prosta droga do zdrady.

Nie usprawiedliwiam tego, bo uważam, że jak ktoś jest nieszczęśliwy, a próbował wszelkimi sposobami związek ratować i to nie pomogło, to powinien odejść, a nie zdradzać. I nie przekonuje mnie tłumaczenie, bo dzieci, kredyt, pies czy chomik. Tak jak nie przemawia do mnie „ja ją/jego kocham, a tylko uzupełniam to czego mi brakuje.” To wszystko wymówki, których używamy ze strachu przed podjęciem decyzji, przed samotnością, zaczynaniem od nowa i przyznaniem, że coś nie wyszło.

Bardziej jednak nie mogę zrozumieć tych kobiet, które odmawiają swoim facetom seksu, a potem płaczą, bo facet przespał się z inną. Jak zasiejesz, taki plon zbierzesz… prawda stara jak świat. Może więc zwyczajnie przestańcie udawać oburzenie i zdziwienie, a zacznijcie robić, coś co pozwoli Wam takiej sytuacji uniknąć?

Albo chociaż zajrzyjcie na facebookatwitter lub instagram.