Kultura w komunikacji miejskiej

Ponieważ niemal codziennie poruszam się komunikacją miejską często jestem obserwatorem, a czasem również uczestnikiem różnych wydarzeń. W tłumie ludzi zawsze dzieją się jakieś mniej lub bardziej zabawne historie. Nie będę jednak pisać wrażeń z życia pasażera, bo chciałam poruszyć jeden konkretny temat. Mianowicie sprawę kultury.

Mam nadzieję, że wszyscy wiedzą, że w komunikacji są powyznaczane specjalne miejsca – dla kobiet z dziećmi, dla starszych osób, niepełnosprawnych, dla wózków itp. Wiadomo, że jak się na takim siedzi czy stoi, a wejdzie osoba uprzywilejowana do zajęcia takiego miejsca, to trzeba swoje cztery litery podnieść. To są takie dość jasno ustalone zasady, których i tak większość nie przestrzega, bo i po co? Przecież staruszka czy kobieta w ciąży może sobie postać, kiedy nastolatek ze słuchawkami na uszach siedzi i gapi się w okno. To samo dotyczy miejsc zwykłych i nieoznakowanych. Wtedy już nie trzeba ustępować, ale jakieś tam poczucie przyzwoitości powinno ludzi z miejsca ruszać.

Ja sama zazwyczaj się podnoszę i ustępuję ludziom, bo jestem młoda, pracę mam siedzącą i nie zawsze po 8 godzinach pracy za biurkiem potrzebuje spędzić kolejne pół godziny na siedzeniu. Choćby w trosce o fajny tyłek warto trochę ponapinać mięśnie stojąc. Rozumiem jednak, bo mi też to się zdarza, że są sytuacje, kiedy się nie wstaje. Młoda osoba też potrafi być bardzo zmęczona, źle się czuć albo mieć jakąś mało widoczną kontuzję, która dokucza przy dłuższym staniu. Ma też prawo czytać książkę, robić coś na telefonie i po prostu nie zauważyć chcącej usiąść osoby. Problem ze zrozumieniem tego jednak mają zazwyczaj starsi ludzie, których wtedy kultura nagle przestaje obowiązywać. Owszem, jest część starszych, którzy grzecznie bez słowa jadą sobie do celu. Jednak spora część osób w wieku różnym, ale przekraczającym lat 35 na pewno, uwielbia urządzać publiczne afery. Wydziera się taka istota na pół autobusu, lamentując jaka to dzisiejsza młodzież jest niewychowana. Pół biedy, jak nikt nie podchwyci tematu, ale zdarza się, że znajdzie partnera do rozmowy i przez całą dalszą drogę prowadzą dialog o tym, jak to teraz rodzice źle wychowują swoje dzieci. Rozmowę oczywiście tak dyskretną, że słyszy ją cały autobus. Wtedy sobie myślę, że większym brakiem kultury i dobrego wychowania jest ich zachowanie niż fakt, że młody człowiek nie ustąpił miejsca.

Zastanawiam się też, dlaczego ludziom jest tak trudno o coś prosić. Bo przecież taka starsza osoba, kobieta w ciąży czy z małym dzieckiem, równie dobrze może się zwrócić do kogoś, żeby jej tego miejsca ustąpił. Nie spotkałam się z sytuacją, żeby ktoś wtedy odmówił. W czym jest więc problem? Łatwiej oczekiwać, że „mi się należy”, a potem narzekać, że chamstwo, prostactwo i brak kultury, bo nikt nie ustąpi? Brak wiary w to, że jednak to miejsce się należy? A może właśnie wychodzi ta nasza skłonność do stwarzania sytuacji, na które potem będzie można narzekać? Bo ja osobiście racjonalnych powodów do takiego zachowania nie widzę. To już częściej zdarza się, że osoba postronna podniesie głos na młodego człowieka, żeby ustąpił miejsca. W wersji hard są też takie osoby, które stają nad Tobą tak bardzo bardzo bardzo blisko i sapią Ci nad uchem, chrząkają albo napierają brzuchem, żeby zasygnalizować swoją potrzebę zajęcia Twojego miejsca. Albo takie, które w na wpół pustym autobusie wymagają, żeby ustąpić miejsca, bo pozostałe są np. w słońcu.

Ja nie zamierzam bronić zdrowych, młodych siedzących, gdy schorowana staruszka stoi. Powinni wstać i ustąpić miejsca. To nie podlega dyskusji. Jednak, kiedy tego nie zrobią, lepiej poprosić ich o to niż urządzać publiczne kamienowanie. Jak się wymaga kultury, to trzeba samemu też być jej przykładem.