Praca z korzyściami

Tak się niestety złożyło, że dopóki nie zacznę zarabiać tych wszystkich milionów na prowadzeniu bloga, jestem skazana do wypełniania sobie wolnych 8-9h dziennie jakąś pracą na etacie. Alternatywą jest jeszcze zajście w ciążę, ale sądzę, że miliony pojawią się wcześniej 😀

Obecnie jednak, mimo że dostrzegam plusy państwowej posadki, to jestem na etapie powolnego poszukiwania nowej pracy. Codzienne poranne wstawanie wydaje mi się aktem najwyższego masochizmu, a sama robota nie dostarcza mi satysfakcji. Dodatkowo bez przerwy powtarzane przez wszystkich zdanie „rany, jak mi się nic nie chce”, nie wpływa motywująco. O pensji, którą my nazywamy jałmużną, lepiej nawet nie wspominać. Ponadto, jakby tego wszystkiego było mało, zamierzają nam dorzucić obowiązków i prawdopodobnie zmienić system wynagrodzenia na premiowy oraz wykastrować z nagród, dodatków i wyrównań. Myślę, że oni system motywowania pracowników starają się opracować do perfekcji 😀

No więc ja się czuję tak zmotywowana, że przeglądam stosy ofert i wysyłam setki CV. W między czasie prawie na każde „co słychać?”, odpowiadam z zapałem, że szukam pracy, w nadziei, iż po znajomości znajdzie się coś fajnego. Niestety zazwyczaj wywiązuje się dialog o tym, że niby ogłoszeń jest dużo, ale jednak ze znalezieniem nowego zajęcia wcale nie jest łatwo, bo w wielu firmach masowo zwalniają pracowników, a poszukiwani są specjalni specjaliści.

Jednak ostatnio kolega zaskoczył mnie bardzo niecodzienną odpowiedzią.

– Słuchaj, moja dziewczyna też szuka pracy i coraz częściej dostaje „dziwne” odpowiedzi… poczekaj… poczekaj… wkleję Ci…

Dziękuję za przesłaną Aplikację dot. pracownika biurowego. Wstępnie Pani Osoba wydaje się być interesującą kandydaturą.

Miałbym jednak jeszcze pytanie, czy wzięłaby Pani pod uwagę ewentualnie możliwość nawiązania poza pracą dodatkowych relacji z Szefem, na ustalonych zasadach?

– … no! Czy Ty też takie dostajesz?!?

A ja myślałam, że milczenie ze strony rekrutujących jest najgorszą rzeczą, jaka może nas spotkać 😉 Widać w czasach kryzysu, kiedy pensje są niskie, a pakiet medyczny i karnet na fitness to za mało, szefowie starają się zaangażować osobiście w poprawienie zadowolenia swoich pracowników.

Mnie ma kto zadowalać, więc cieszę się, że nie dostaję tego typu propozycji. Zastanawiam się jednak, skąd w szefach odwaga do zadawania takich pytań. Czy odważyliby się też zamieścić taki warunek w umowie? Ile osób przystaje na taką propozycję, byleby tylko dostać jakąś pracę? A może dla samotnych to fajna opcja, żeby nie musieli martwić się o życie prywatne poza pracą, skoro ona zaspokaja wszystkie potrzeby?