Trwanie w beznadziejności

Ostatnio zalewają mnie informacje o ślubach, porodach i… rozstaniach. Chyba tak dla równowagi. W dwóch pierwszych kwestiach na razie mam pojęcie czysto teoretyczne. W ostatniej natomiast posiadam doświadczenia własne. Dzięki temu wiem, że temat rozstań nigdy nie jest łatwy i przyjemny. Zwłaszcza dla uczestników danej historii. Dużo łatwiej „podejmować” decyzje, gdy patrzy się na wszystko z boku, bo nie kierujemy się wtedy emocjami. Nie mamy nadziei, nie mamy wspólnych lat, wspomnień czy znajomych. Mamy jedynie chłodną ocenę, że czyjeś życie ssie i trzeba je wreszcie ogarnąć.

Franek i Zosia

Pobrali się kilka lat temu. Trochę z miłości, trochę dla pewnych korzyści, a jeszcze trochę z powodu dziecka, które było już w drodze. Jemu dziwili się wszyscy, bo choć małżonka miała wygląd dość kuszący, to charakter odpychał ich zdecydowanie. Przywykli jednak do sytuacji, bo nie innym oceniać, kto jakie życie prowadzi. Może jemu się podobało. Skoro kobiety pragną księcia, może ten egzemplarz pragnął księżniczki i był w tym układzie szczęśliwy. Jednak z czasem jego miłość zaczęła wyraźnie słabnąć. Zaczął dostrzegać jej urocze inaczej cechy i wtedy pojawił się problem. Często bowiem myślał o rozstaniu, odkładając jedynie decyzję do czasu, gdy dziecko zechce podrosnąć. Wiedzieli o tym ci, którzy chcieli słuchać z małżonką włącznie. Okres ten postanowił umilać sobie i żonie złośliwościami, pretensjami, dogryzaniem i innymi przejawami braku szacunku. Udało mu się nawet przypadkiem nazwać ją imieniem „koleżanki”. Uparcie odmawiał też współpracy i walki o związek twierdząc, że to ona powinna się zmienić, ale nie odchodził…

Zdzisiek i Marysia

Zostawił dla niej żonę z dziećmi. Wzięli ślub i ona była szczęśliwa. Przynajmniej dopóki była kasa i święty spokój. Gdy zaczynało brakować pierwszego, szybko znikało drugie, a potem ona musiała tuszować siniaki. Alkohol i nadpobudliwe ręce nigdy nie są dobrym połączeniem. Ona jednak wierzyła, że kocha (on ją i ona jego), więc pozwalała ograbiać się z godności i pieniędzy. Robiła, co chciał i kiedy chciał, chociaż nawet w łóżku nie był dobry. Lekkie opamiętanie przyszło, gdy odkryła, że ją zdradza. Mijało, gdy wracał do domu i zapewniał, że kocha. Nawet gdy nowa kochanka męża wypisywała do niej smsy, ona wciąż chciała mu dać szansę, jeśli zostawi tą drugą. Płacząc, krzycząc, grożąc i przeklinając, wciąż miała nadzieję, że on się opamięta, zrozumie i zmieni…

Radek i Ela

On pod przykrywką zarabiania na rodzinę, znika na całe dnie z domu. Rzeczywiście siedzi w pracy, bo dwa etaty jakoś trzeba ciągnąć. Tylko ta dodatkowa praca wygląda bardziej na pretekst niż faktyczną potrzebę. W domu piwko, telewizor albo komputer, bo trzeba się zrelaksować. Ona z trójką dzieci albo w pracy, albo z dziećmi po pracy. Cały dom na jej głowie. Nie mogą się dogadać. On po całym dniu w robocie chce odpoczynku. Ona potrzebuje uwagi i pomocy przy dzieciach. Żadne z nich nie chce ustąpić. Ciche dni zamieniają się w tygodnie. Ona przyzwyczaja się do życia w „samotności” i woli, gdy jego nie ma. On szuka rozrywki w sieci wybierając darmowe porno i czat z nieznajomymi. Potem podnosi level na spotkania z przyszłą stalkerką. W końcu i ona, choć nieświadoma poczynań męża, sobie kogoś znajduje. Przecież w zasadzie jest samotną matką…

To są tylko trzy z wielu historii, jakie znam. Jest ich niestety znacznie więcej i wszystkie do siebie bardzo podobne. Praktycznie każdego dnia obserwuję ludzi, którym życie rozpada się na kawałki. Mozolnie budowana iluzja, rozsypuje się niczym domek z kart. Czasem żyją jeszcze na granicy rozpadu związku, w zaprzeczeniu, że te wszystkie chore akcje miały miejsce. Niektórzy przekonani są o wciąż tlącej się miłości. Część nawet wierzy, że miłość da się wzniecić „jeśli tylko…”. Wstaw co chcesz – ślub, dziecko, mieszkanie, wakacje. Trwają tak latami. Inni są już zrezygnowani i przyjmują rzeczywistość taką, jaka jest, bo nie wierzą w czekające ich lepsze jutro. Jeszcze inni wydają się być zupełnie obojętni, jakby im nawet zła sytuacja była na rękę.

Dziwi mnie, że tak wiele osób woli stać w miejscu i patrzeć jak ich życie zamienia się w ruinę, zamiast zrobić coś, żeby je uratować. Zaskakuje mnie, że ludzie nie wykorzystują tego jednego jedynego życia, które mamy, żeby być faktycznie szczęśliwym. Przecież to nie jest gra, żeby wcisnąć „restart” i zacząć wszystko od nowa. Wiem, że są ludzie, którzy wierzą, że Bóg im wynagrodzi cierpienia po śmierci. Bardziej jednak jestem przekonana, że jeśli on w ogóle istnieje, to będzie zawiedziony, że tyle osób zaprzepaściło szansę, którą od niego dostało.

Foto