Zapomniane dziecko, śmierć i całe to zamieszanie

O zostawionej w samochodzie dziewczynce pewnie wiedzą już wszyscy, ale tych, których temat ominął, odsyłam tutaj. W gratisie dostaniecie też kilka innych historii o pozostawionych podczas upału dzieciach. Wszystkie, razem z filmikiem, łapią za serce i zmuszają do refleksji. Mnie nawet z kilku powodów.

Jak można zapomnieć o dziecku?

W pierwszej kolejności, po przeczytaniu tej historii, zadaję sobie pytanie, jak można zapomnieć o dziecku? Jakim trzeba być rodzicem? Odpowiedź jest łatwiejsza niż się wydaje – zwyczajnie i zwyczajnym. Przeczytajcie sobie teksty BlogOjciecŁukasza i Michała. Panowie dobrze napisali to, co siedzi w mojej głowie. Mam bujną wyobraźnię i potrafię ogarnąć, że coś takiego mogło się stać. Chociaż sama jeszcze nie jestem rodzicem, to chcę wierzyć, że, gdy już nim zostanę, nic takiego mi się nie przytrafi. Jednak rodzice są przede wszystkim ludźmi. Od zdarzenia słyszałam już masę historii normalnych rodziców, którzy w różnych sytuacjach zapominali o swoich pociechach. To się zdarza. Nawet dużo wcześniej docierały do mnie czasem opowieści matek i ojców, którzy zapracowani zapominali odebrać czy wysłać zgodę na wyjście dziecka ze świetlicy. Przechodziło bez echa, bo nie działa się tragedia. Podejrzewam, że poza kretynami, którzy narażają swoje dzieci na niebezpieczeństwo świadomie, żadnego z zapominalskich rodziców nie można nazwać nieodpowiedzialnym człowiekiem. Ostatnio ludzie pędzą tak bardzo, że zapomnienie o wszystkim jest możliwe. Nie każdy jest chodzącą doskonałością, której zawsze i wszystko się udaje.

Lekcja uważności

Nie myślcie, że próbuję w ten sposób usprawiedliwić pana z Rybnika. Zginęło dziecko będące pod jego opieką. Nie ważne, jaki był powód zapominalstwa, bo i tak to on jest odpowiedzialny za tą śmierć. Tu nie ma żadnego „ale”, żadnego wytłumaczenia. Zresztą, nawet gdyby było, to nic ono już w tej sytuacji nie zmieni. Nic nie zwróci życia dziecku. Nie naprawi wyrządzonej szkody. Tu już nic nie można zrobić i niczego zmienić. To bardziej sygnał, że wszystko może się zdarzyć. Przestroga dla innych, żeby bardziej uważnie przeżywali swoje życie, żeby przestali tak pędzić. To nauczka, żeby pewnych spraw pilnować lepiej. Choć zdecydowanie wolałabym przykłady, które nie kończyłyby się tak tragicznie. Najlepiej takie bez udziału prawdziwych dzieci, bo śmierć dziecka to zawsze wielki szok i wielka tragedia. Największa dla tych najbliższych. Może jednak natchnie ta sytuacja kogoś do stworzenia aplikacji pilnującej i przypominającej rodzicowi, gdzie jest jego dziecko? Zakładasz maluchowi opaskę, skarpetkę czy majciochy z GPSem, który co jakiś czas przesyła informacje o położeniu na telefony dorosłych członków rodziny. Pewnie niektórych takie coś by ucieszyło i ułatwiło życie, a innym, jak ojcu z Rybnika, pozwoliło uniknąć tragedii.

Skąd tyle perfekcyjnych ludzi?

Zawsze, gdy zaczyna się nagonka na kogoś, zastanawia mnie, skąd na świecie tyle wspaniałych, perfekcyjnych i nie robiących błędów ludzi. Wiecie, tych wszystkich idealnych rodziców, którzy nigdy nie narazili na niebezpieczeństwo swoich dzieci, nie zostawili bez opieki nawet na sekundę. Jakim cudem tyle ludzi do perfekcji opanowało pamiętanie zawsze i o wszystkim? Normalnie jak roboty! Innym zazdroszczę pewności siebie – „nie jestem rodzicem, ale nigdy bym nie zapomniał/a o swoim dziecku!” Ja też nie jestem, ale daleko mi do mówienia takich rzeczy. Nikt nie może być pewien, jak zachowa się w sytuacji, w której się nigdy nie znalazł. Przecież to aż śmieszne jest, gdy każdy tak twierdzi. „Nigdy nie zapominam.”, „Nigdy bym nie zapomniał/a!”. Normalnie chodzący perfekcjoniści na każdym kroku. Aż strach przyznać, że ja nie mam pojęcia czy bym zapomniała. Wierzę, że nie. Jednak między wiarą a pewnością jest spory kawałek drogi. Dlatego wolę nie oceniać innych, bo nigdy nie wiem, jaki błąd sama popełnię. Wolałabym wtedy uzyskać wsparcie i pomoc. Ludzie chwalący się, że postąpiliby lepiej na moim miejscu, nie są nikomu potrzebni.

Skąd tyle nienawiści?

To jest kolejny fenomen. Przeczytałam artykuł. Podzieliłam się nim z moim partnerem. Wstrząsnęło mną to trochę i prawie zapomniałam o sprawie. No może tylko trochę uważniej rozglądałam się po zaparkowanych w słońcu samochodach. Nie przyszło mi jednak do głowy, żeby od razu wszędzie i na każdym kroku wypisywać, jaka to straszna tragedia i jaki zwyrodniały ojciec. Raz, że nie wiem, jakim ojcem rzeczywiście był ten człowiek. Dwa, że to tragedia przede wszystkim tej rodziny. Tamtego mężczyzny, który zabił swoje dziecko. Skąd w ludziach tyle energii, skąd mają tyle czasu, żeby siedzieć i nieustannie wypisywać nienawistne i pełne agresji czy obelg komentarze na ten temat? Kłócić się z ludźmi, którzy próbują usprawiedliwić faceta lub po prostu zatrzymać ten cały bezsensowny i bezpodstawny lincz? Ciekawi mnie, co nimi kieruje. Lepiej im się zrobiło? Poczuli się bardziej wartościowi, bo skrytykowali czyjąś tragedię? Zmniejszyli wartość swoich grzeszków, bo ktoś popełnił większy? Bawi ich takie wytykanie palcami? Podnieca ich zabawa w sędziego, który wydaje wyrok? Przecież w tej sprawie tak nie wiele było (bo nie znam jej obecnego stanu) wiadomo. Skąd zatem tylu ekspertów i sędziów?

Słowo klucz „zapomniał”

Dodatkowo szokuje mnie, że ojciec został tak bardzo skrytykowany, jakby zrobił to świadomie. Przecież od początku było podane, że zapomniał! Był pewien, że dziecko odwiózł. Nawet próbował córkę reanimować, gdy po 8 godzinach znalazł ją w samochodzie. Potem był w szoku tak wielkim, że wylądował w psychiatryku. To opis zupełnie innej sytuacji niż te, w których mamusia idzie robić zakupy, a dziecko z premedytacją zostawia w aucie. ZAPOMNIAŁ. To słowo klucz, choć oczywiście nie jest usprawiedliwieniem. Jest tylko argumentem za tym, żeby go nie oceniać i nie oczerniać. Przynajmniej nie w chwili, w której tylko tyle wiemy. Przecież on już wystarczająco fatalnie czuje się bez tych wszystkich opinii. On już stracił swoje dziecko. Zabił swoje dziecko i wina za to będzie ciążyć na nim już do końca życia. Nie widzę sensu w kopaniu leżącego. Nie widzę sensu w krytykowaniu tych, którzy stają w jego obronie i usprawiedliwiają go. To wyraz zwykłego współczucia, dla człowieka, który przyczynił się do śmierci własnego dziecka. Przecież ciężaru winy nikt z niego nie zdejmie i nie próbuje tego robić. Zresztą to i tak lepsze od plucia na niego i krytykowania. Ludzie z kiepską wyobraźnią – zdarzyło się, czyli jest to możliwe. Nie ma sensu roztrząsać winy. Zapomniał czy zrobił to z premedytacją, fakt jest jeden – dziecko nie żyje. Zamiast roztrząsać sprawę w nieskończoność, bronić lub oczerniać ojca, trzeba pomyśleć nad sposobami (jak aplikacja, pomysłu do której prawa sobie zastrzegam), które pozwolą uniknąć takich sytuacji w przyszłości.

Nie bronię tego mężczyzny, bo go nie znam. Nie znam też sytuacji. Jestem po prostu przeciwna tym całym nagonkom na ludzi, którzy popełnią jakiś błąd. Jestem przeciwna temu pozornemu wywyższaniu się ludzi, którzy nigdy nie będąc w podobnej sytuacji i nawet jej dobrze nie znając, z taką niesamowitą łatwością wydają wyroki. Jestem przeciwna czerpaniu przyjemności z kopania leżącego. Nikt bowiem nie wie, kiedy jego dotknie jakaś tragedia. Wątpię, żeby wtedy oczekiwał milionów nienawistnych komentarzy.

Mnie zaś tradycyjnie znajdziecie na facebookutwitterze lub instagramie.

Foto: flickr