Zazdrośni o sukces

Pisałam poprzednio o tym, że ludzie nie lubią, jak ktoś jest szczęśliwy. Jeszcze bardziej nie lubią, jak ktoś odnosi sukces. Dobrze przedstawił to Michał w swojej bajce. Czytając jego tekst i rozglądając się po świecie, bo nie tylko blogosfera obfituje w takie przypadki, można odnieść wrażenie, że ludzie nie lubią, jak inni odnoszą sukces i zarabiają kasę. Właśnie stąd ta cała krytyka, czepialstwo i obrzucanie gównem. „Sprzedał się”, „rodzice mu dali”, „leci tylko na jego kasę” i tego typu teksty są codziennością, gdy tylko widzi się człowieka mającego lepiej niż przeciętni ludzie. W zasadzie to nigdy nie rozumiałam, czemu ludzie poświęcają czas na nienawidzenie tych, do których los się uśmiechnął, zamiast wykorzystać go na to by samemu osiągnąć coś w życiu. I tak jak wielu narzeka, że „ciągle te same gęby”, tak ja za każdym razem patrzę na te wszystkie przepychanki z politowaniem i dalej robię swoje. Czepianie, marudzenie i obgadywanie tych, którym coś się udało, na pewno mi nie pomoże. Może na chwilę przyniesie mi czytelników, którzy staną w obronie tego krytykowanego, ale oni wrócą tam, skąd przyszli, a ja zostałabym z niczym. Nie opłaca mi się to, a poza tym, nie widzę w tym sensu. Jestem spokojnym człowiekiem, wojenki nie są dla mnie, bo wolę, gdy wszyscy się lubią.

Niestety nie wszyscy są tacy jak ja. Większość niestety lubi takie małe aferki, gdzie można się do kogoś przyczepić i mu coś wytknąć. Tak właśnie widzę inną wersję bajki. Przeczytałam ten tekst i nie mogę oprzeć się wrażeniu, że autor przede wszystkim kierował się zazdrością. Co widać też w innych tekstach, w których wyraźnie przeszkadza mu np. integracja między blogerami. W bajce zaś widocznie poczuł się dotknięty słowami Michała o małych ogrodnikach. Poczuł też pewnie, że nie ma sprawiedliwości i korzyści czerpią ci, którzy ich mieć nie powinni. To nie jest pierwszy taki wpis, nie jest to pierwszy bloger burzący się, że „władza” jest w rękach większych. Tak samo było z pseudo manifestem, którego nadal za żart nie uważam. To samo słyszę też na spotkaniach, gdy ludzie obgadują innych, najczęściej mówiąc coś, co znaczy dokładnie „ma coś, co mu się nie należy”.

Świat nie jest sprawiedliwy. To żadna nowość, ale mam wrażenie, że wielu ludzi o tym zupełnie nie myśli. Największe korzyści najczęściej mają ci, którzy są sprytniejsi, a nie ci, którzy są wybitni w danej dziedzinie. Często sukces odnoszą ludzie, którzy na niego nie zasługują lub tacy, którzy zasłużyli, ale potem spoczęli na laurach. Zdecydowanie popieram zarzut, że u kilku blogerów, po osiągnięciu widocznego sukcesu, jakość tekstów wyraźnie spadła i teraz pozostawia bardzo wiele do życzenia, a odporność na krytykę sprawia, że nie zamierzają tego zmieniać, póki kasa płynie. Mnie też to boli, ale dlatego, że ja zawsze starałam się dawać z siebie wszystko, żeby jakość mojej pracy świadczyła o mnie jak najlepiej. Nie umiem zrozumieć ludzi, którzy osiągnąwszy pewien poziom, zaczynają mieć w dupie to, dzięki czemu ten sukces osiągnęli. Nie drażni mnie jednak to, że większość tekstów u blogerów jest sponsorowana, tak jak nie drażni mnie, że aktorzy częściej występują w reklamach niż w filmach. Czasem może mi się jakaś recenzja przydać, zaciekawić i zachęcić do sięgnięcia po produkt czy usługę. Jeśli ktoś jednak nie chce tego czytać – niech zamknie stronę, oglądać – niech zmieni kanał. Narzekanie czy obgadywanie w niczym tu nie pomoże. Bardziej drażnią mnie błędy w tekstach i pisanie bezsensownych treści częściej niż tych mających wartość. Zamiast jednak pisać, jaki to jeden z drugim jest beznadziejny, przestaję go czytać i komentuję te treści, które mi się podobają.

Najbardziej żałuję jednak, że wielu świetnie piszących blogerów nie ma z tego korzyści finansowych, które pozwoliłyby im tylko pisać i zalewać internet dobrą treścią. To nie jest sprawiedliwe, że tandeta ma większe powodzenie od tego, co dobre. Nawet podczas Blog Experts patrząc na puszczane przez Konrada popularne filmiki na YT w Stanach, nie mogłam zrozumieć, jak ludziom może podobać się coś tak głupiego i tandetnego. Jednak podoba się i nie wiele możemy z tym zrobić. Technologie idą do przodu, ale poziom inteligencji wcale nie wzrasta. Nawet maleje i mam wrażenie, że każde następne pokolenie jest coraz głupsze. Dlatego też inteligentne i wartościowe treści nie znajdują wielu odbiorców. Ludzie w większości ich po prostu nie rozumieją. Liczy się konsumpcja, szybka przyjemność, jak najprostsze sposoby ogłupiania się, wzajemna krytyka i tanie sensacje. Wystarczy spojrzeć na filmy i seriale puszczane w telewizji. Wartościowe treści to perełki pośród gówna, jakim jesteśmy codziennie zalewani.

Jednak tak samo jak wśród małych blogerów są beznadziejne blogi, których się nie da czytać, tak wśród dużych są takie, których poziom niezmiennie jest wysoki, bo sukces nie uderzył im do głowy. Generalizowanie i wzajemne krytykowanie nie ma najmniejszego sensu. Nie jest winny „status” poczytnego blogera, a konkretna tworząca treści osoba. Nie wszyscy duzi są źli, narcystyczni i wyciągający łapy po kasę. Tak samo nie wszyscy mali to krzykacze chcący zająć dużych miejsca, nic przy tym nie robiąc. Każdy powinien pilnować własnego ogródka i swoich upraw, a nie ciągle zaglądać do innych przez płot. Podejście, że jak ja nie mam, to i inni dostawać nie powinni, nie jest dobrą drogą. Nieustanne przyglądanie się czy inni zasługują na to, co dostają, może sprawić, że na naszym polu też wyrosną chwasty. Od większych wiele się można nauczyć, bo oni swój sukces jakoś osiągnęli. Nie trzeba iść ślepo po ich śladach, ale można wybrać to, co nam najbardziej pasuje oraz skorzystać z ich błędów, żeby takich samych nie popełnić w przyszłości. Lepsze to niż ciągle narzekanie i krytykowanie.