Zdrada to zawsze świadoma decyzja

Oglądanie Przepisu na życie to dobry sposób na zbieranie materiałów na posty. Pełen jest różnych związkowych tematów, które nadają się do opisania idealnie. Wczoraj właśnie z Diabłem nadrabialiśmy zaległe odcinki tego serialu i znów jeden z wątków mocno mnie poruszył. Jak widać po tytule, o zdradzie będzie.

Przepis na katastrofę

Jak pisałam we wcześniejszym tekście – Anka i Jerzy to główni bohaterowie, których łączy (ponoć) wielka miłość. Wiadomo, że na drodze do szczęścia stają im różne przeszkody – byli partnerzy, amnezja Jerzego, faceci podrywający Ankę, a nawet ich własne dzieci, które są zazdrosne o związek rodziców. Im jednak najwidoczniej kłopotów jest mało, bo w ostatnim odcinku Anka postanowiła zdradzić Jerzego, idąc do łóżka z byłym mężem. Głupota scenariusza, który zapewne próbuje widzowi pokazać, ile trudności potrafi pokonać miłość, mnie oczywiście przeraża. Nie kupuję tego, nawet jeśli jakimś cudem skończy się to happy endem. To znów skrzywi mniej inteligentnym ludziom obraz rzeczywistości. W zasadzie to już skrzywił, bo takie zachowania obserwuję nie tylko w serialu. Ludzie niestety próbują tego sami w domu.

Głupota to nie wymówka

Przejdę jednak do konkretów z serialu, które mam na myśli. Kiedy Anka opowiada swojej przyjaciółce o zdradzie twierdzi, że nie wie, jak do tego doszło. To nic, że wcześniej opowiadała, że obudziły się w niej uczucia do byłego, bo mieli „moment”. To nic, że była targana emocjami przez problemy, jakie robiła im była Jerzego. Nawet nic, że po pierwszym pocałunku miała chwilę opamiętania, gdy powiedziała, że nie mogą tego zrobić, że nie powinni. Mimo tego wszystkiego, po fakcie twierdzi, że nie wie, jak do tego doszło. No cholery można dostać. Tym bardziej, że to nie jest tylko wymyślone przez scenarzystów stwierdzenie. Takich głupich tłumaczeń używają miliony zdradzających na świecie. „Nie wiem, jak to się stało”, „to stało się tak nagle”, „to był przypadek”, „to było niechcący”. Słysząc takie argumenty, to ja nie wiem… czy mam do czynienia ludźmi tak naiwnymi czy tak wyrachowanymi, że wierzą, że ktoś kupi ich bajkę.

To nigdy nie jest moment

To nigdy nie staje się nagle. To nigdy nie jest moment, chwila, przypadek. Zdrada jest świadomą decyzją. Procesem, który trwa i który można zatrzymać w każdym momencie. Może ja jestem za mało spontaniczna. Może nie kierują mną tylko emocje ani żadne narządy rozrodcze. Może za dużo mózgu używam. Nie mam pojęcia. Nie wyobrażam sobie jednak, żeby (zwłaszcza w opisanym w serialu przypadku) można było nie wiedzieć, jak doszło do zdrady. Nie wyobrażam sobie tego, jak można się tak zapomnieć i po prostu z kimś przespać, że można zrobić to, będąc z kimś innym w związku. Nie pojmuję, jak można skrzywdzić w taki sposób drugiego człowieka. Tak bezmyślnie wręcz i idiotycznie, a potem równie głupio się tłumaczyć. Jak można iść prostą ścieżką do zdrady, przystawać w chwili zastanowienia, a potem kroczyć nią dalej, tak samo świadomie, jak wcześniej.

Nie pojmuję tego, bo na własnym przykładzie wiem, że te tłumaczenia nie mają sensu, żadnego odzwierciedlenia w rzeczywistości. Przecież to nie jest tak, że przypadkiem z innym człowiekiem spotykacie się nadzy, potykacie się i tak niefortunnie upadacie na siebie. To nie jest tak! To zawsze jest jakiś krótszy lub dłuższy proces. Nawet gdy dopada was zauroczenie od pierwszego wejrzenia, mimo że jesteście w związku, to do zdrady fizycznej zawsze upływa jakiś czas. Chociaż znów, może to ja jestem jakimś wybrakowanym egzemplarzem, którego nie zalewa fala uczuć i pożądania odbierająca rozum. Nie trafiła mi się jeszcze nigdy przez moje całe życie, w zasadzie pełne sytuacji damsko-męskich różnych, okoliczność taka, w której mogłabym rzec „straciłam rozum”, „nie wiem jak to się stało”. W moim przypadku seks zawsze był świadomą, choć nie zawsze dobrą i dobrze przemyślaną, decyzją. Nie przemawiają więc do mnie tłumaczenia ludzi, którzy zgłupieli z pożądania. Tym bardziej, że samo pożądanie nie wystarcza, by po pierwszym spojrzeniu magicznie przenieść się nagim do łóżka. Zawsze trzeba gdzieś pójść, pojechać czy co gorsza, umówić się w jakimś miejscu. Zawsze musi minąć ten czas, gdy od pierwszego pocałunku spadnie ostatni fragment ubrania. Zawsze mija jakiś czas, sekundy, w których raz po raz można wycofać się z niszczycielskiej decyzji.

Alkohol to nie wymówka

Tak samo nie przekonują mnie tłumaczenia, że ktoś był pijany i nie wiedział, co robi. Wiedział, bo pił zbyt dużo. Świadomie wypił tyle, by się nie kontrolować. Świadomie wystawił siebie i swój związek na ryzyko. To nie był przypadek. To było celowe działanie. Piłam nie raz alkohol. Raz nawet wypiłam zbyt dużo. Wiem doskonale, że czuć ten moment, gdy powinno się przestać. Wie się, kiedy tekst „jeszcze ten jeden mi nie zaszkodzi” jest okłamywaniem siebie. Takie coś tym bardziej się wie, gdy jest się w związku, a pije się bez partnera, za to przy pociągającej nas osobie. To świadome, celowe kuszenie losu, dlatego alkohol nie jest żadnym wytłumaczeniem. Natomiast jest to kolejna rzecz, której chyba nigdy nie zrozumiem, bo ludzka bezmyślność zawsze była dla mnie zagadką.

Ważne są priorytety

Kiedy jestem w związku zawsze unikam sytuacji, kiedy istnieje choć cień ryzyka, że może zdarzyć się coś złego. Taki właśnie „przypadek”. Nie spotykam się sam na sam z facetami, którym wydaje się, że mają szansę zaciągnąć mnie do łóżka, żeby nie wzbudzać zazdrości w moim partnerze. Nie spotykam się w cztery oczy również z kimś, kto mi wydaje się atrakcyjny, żeby nie kusić losu i nie wystawiać swojej silnej woli na próbę. Nie przesadzam z alkoholem, a nawet nie piję go wcale, gdy mojego partnera nie ma przy mnie. Ja wiem, co jest dla mnie najważniejsze. Wiem, że mój związek jest więcej wart od akcji po alkoholu czy przypadkowego seksu z nieznajomym, choćby nie wiem jak przystojny był. Nie silę się na szukanie głupich usprawiedliwień po fakcie, bo zwyczajnie nie dopuszczam do takich sytuacji. To nie są z mojej strony żadne wyrzeczenia, bo zdrada nigdy nie jest czymś dobrym, żeby jej unikania można było żałować. W dodatku uważam, że mój związek wart byłby nawet większych niż coś takiego poświęceń, gdyby były konieczne.

A jak jest z Waszymi związkami? Kusicie los albo los kusi Was? A może już budzicie się w nocy zlani potem, bo śniło się Wam, że ktoś odkrył Waszą tajemnicę? 😉