4 rzeczy, które mnie wkurzają w parach
Zapytałam na Facebooku, o czym chcieliby poczytać moi kochani czytelnicy. Dostałam od jednego propozycję napisania o tym, co mnie wkurza w parach, skoro faceci i kobiety już zostali obsmarowani. W pierwszej chwili przypomniałam sobie tekst Segritty i się przeraziłam, bo przecież mnie nic nie wkurza. Lubię jak się ludzie tulą, całują, rozmawiają i spijają z dziobków. Nawet w moim towarzystwie. Co więc mogę napisać? Zmyślić? Napisać, że wkurza coś, co wcale nie wkurza? Bez sensu zupełnie. Aż w końcu przypomniał mi się wyjazd nad morze ze znajomymi.
1. Ptak co w swoje gniazdo sra.
Zacznę z grubej rury, bo chyba najbardziej do szału doprowadza mnie, jak jedna strona bezczelnie, wszystkim w koło i przy każdej okazji opowiada jakiego to sobie beznadziejnego partnera wybrała. Ona nie chce seksu, zrzędzi, zadziera nosa i w dodatku nie umie gotować i wszystko przypala. Albo on nie wie gdzie jest łechtaczka, nie opuszcza deski w kiblu, chleje piwsko i do tego ma dwie lewe ręce i nawet żarówki wymienić nie potrafi. Na pewno zdarza Wam się spotkać w gronie znajomych, w którym jedna osoba za każdym razem wyciąga listę skarg i zażaleń na swojego partnera. Ja rozumiem, że można źle wybrać, że można się nie dogadywać, albo po prostu mieć zwyczajny ciężki dzień i wkurza wszystko z partnerem na czele. Jednak, kiedy bez przerwy mówisz jakim nieudacznikiem jest Twój partner, to przede wszystkim obgadujesz siebie. Przecież to Ty godzisz się być z tym kimś i pomimo ciągłego narzekania jesteś w tym związku dalej. To Ciebie stawia to w złym świetle, bo nikt Cię nie zmusza. Macie dzieci? No patrzenie na nieszczęśliwych rodziców, na pewno dzieciom dobrze nie robi, więc to tylko Twoja beznadziejna wymówka. A jeśli nie chcesz odejść, to przestań narzekać, bo w oczach innych robisz z siebie przede wszystkim niewdzięcznego idiotę czy zdradliwą sukę. Tak, dokładnie zdradliwą, bo nie tylko puszczanie się z innym jest zdradą. Obgadywanie, zawiedzenie zaufania czy brak szacunku, a w tym wypadku wszystko na raz, jest chyba nawet gorsze niż przyprawienie rogów. Gratuluję poziomu.
2. Publiczne pranie brudów.
Kolejnym z grzechów głównych par jest moim zdaniem publiczne kłócenie się. Z obgadywaniem można poradzić sobie zmieniając temat lub zrywając z marudą znajomość. Zaś w tym przypadku człowiek jest zazwyczaj brany z zaskoczenia. Nagle widzi, że idzie taka para ulicą i drze się na siebie. Albo przerzucają się pretensjami między sklepowymi półkami. Najgorzej gdy słyszysz burzliwą wymianę zdań w kolejce do kasy czy podczas obiadu w restauracji, bo nie ma gdzie uciec. Od razu Ci wszystko podchodzi do gardła. Nigdy nie umiałam zrozumieć sensu robienia awantur przy świadkach. W jakim celu wywlekasz żale, pretensje, krzyki i łzy przy ludziach? Od tego są 4 ściany własnego domu, żeby tam załatwiać sprawy między sobą. Niepotrzebna jest tutaj publika, bo tak tylko pokazujesz swój brak szacunku dla partnera i jego uczuć. Żałosne. Tak jak karcenie, poprawianie czy upominanie partnera. „Nie tak! Zostaw! Robisz to nie tak jak trzeba! Do niczego się nie nadajesz!” No ludzie! Czy Wy byście chcieli, żeby ktoś do Was odzywał się tak publicznie? Żeby w ogóle się tak odzywał? Pogrzało Was zupełnie? Nagrać tylko i potem pokazać artyście jego stopień zidiocenia. Żałosne.
3. Złośliwości i docinki.
Droczenie się w parze bywa urocze. Delikatne dogryzanie sobie też, bo przecież spijać sobie z dziobków nie można bez przerwy. Kiedy jednak droczenie się przeradza się w złośliwości, które mają zaboleć odbiorcę, a tylko pokryte są żartem, to już fajnie nie jest. Nie dość, że innych stawia w niezręcznej sytuacji, bo nie wiedzą za kim się wstawić, to ja jeszcze zaczynam się zastanawiać, po co być z partnerem, którego się nie szanuje? Przecież tyle jest ludzi na świecie, tylu szczęśliwych singlów i singielek, że naprawdę nie trzeba z kimś, kogo mamy za śmiecia. No i czy Ci naśmiewający się ze swoich partnerów chcieliby być z kimś, kto by ich poniżał i ośmieszał przy znajomych?
4. Ja i Ty od teraz My.
Nie mam na myśli tego uroczego przejścia na mówienie „poszliśMY”, „zrobiliśMY”, „zjedliśMY”. To jest akurat nawet fajne, słodkie i świadczy o wciąż palącym się uczuciu, bo gdy ono się jeszcze nie pojawiło lub zaczyna go brakować, ludzie będący w związkach podkreślają swoją indywidualność. Wkurza mnie jednak coś innego. Zdjęcia! Ale nie takie zwykłe zdjęcia np. z wakacji, gdzie para robi sobie słit focia z rąsi i cmoka w obiektyw. To jest ok. Serio. Wkurza mnie, gdy zamiast zdjęcia profilowego Zosi czy Franka, mam ich wspólne foto. Level wyżej jest już tylko zmiana profilu na Zosia i Franek Kowalscy i korzystanie ze wspólnego konta, telefonu i jednej pary majtek. Po to pewne rzeczy zostały wymyślone jako indywidualne, żeby takie pozostały. Nie burzmy porządku wszechświata tylko dlatego, że akurat jesteśmy w związku. Pewne rzeczy powinny być prywatne.
Więcej pomysłów nie mam. Reszta albo mi się podoba, albo jest mi zupełnie obojętna, bo wolę zajmować się własnym życiem i własnym związkiem. A kiedy się nim nie zajmuję, to znajdziecie mnie TU, więc śmiało, możecie pisać.