Ciebie też pewnie nazwą złodziejem

Dziś zupełnym przypadkiem odkryłam, że wszyscy jesteśmy złodziejami. Stało się to przy okazji wrzucenia na facebooka pytania, czy ktoś zrzuci się ze mną na książkę pewnego autora. Wpadł on bowiem na pomysł, że będzie sprzedawał wersję elektroniczną razem z papierem, a ja kupowania tego drugiego unikam jak ognia. Niefortunnie na końcu swojego wpisu zażartowałam (mrugający emotek na końcu), że się nie obrażę, jak mi ją ktoś podeśle na maila za free i rozpętała się burza.

Chociaż, jeśli mam być zupełnie szczera, to faktycznie wcale bym się nie obraziła, gdyby ktoś rzeczywiście mi ją wysłał. No bo powiedzcie szczerze, czy Wy byście się obrazili w takiej sytuacji? Czy nikt z Was nigdy nie wziął za free jakiejś książki, płyty z filmem, muzyką, ciuchów, z których właściciel wyrósł lub przestały mu się podobać? Czy nigdy nie kupowaliście nic w second handach? Czy nie chodziliście do znajomych obejrzeć razem filmu, który ONI kupili? Nie wzięliście nigdy nic od nikogo mówiąc „wezmę, skoro Ty nie chcesz/potrzebujesz”? No i wreszcie czy nigdy nie ściągnęliście nic z sieci? Żadnej piosenki, filmu, serialu czy książki? O Torrencie i chomiku zapewne też nikt nie słyszał.  Na pewno nie bierzecie też gratisów (tak blogerzy, to głównie do Was). Za wszystkie produkty wręczane m.in. na SeeBloggers poszliście zapłacić markom, żeby ich nie okradać. Szlachetne, nie powiem. I równie nieprawdziwe.

Zakładam też, że macie mnóstwo książek w domu. Wszak nie można ich oddawać czy sprzedawać, bo się tym okrada autora. Nikt przecież nie bierze pieniążków (kocham to zdrobnienie) i nie leci oddać autorowi. W ogóle to może autorzy powinni umieszczać adnotację „gdybyś po przeczytaniu chciał oddać komuś moją książkę, musisz bezwzględnie wpłacić jej równowartość na konto (i tu numer autora) lub odesłać pod adres (i tu adres), bo ja ją potem sprzedam ponownie”. Może to jakiś pomysł? Lepszy niż liczenie na ZAiKS zapewne.

W ogóle to zakładam, że gdybym napisała na fejsie „Kupiłam książkę Kominka, interesuje mnie jednak tylko e-book, papier oddam za free”, to las chętnych rąk by się wyciągnął w moim kierunku i lajkami zaklikał. Wtedy ani oznaczenie Tomka w poście ani samo dzielenie się z innymi nie byłoby skrytykowane. Chociaż kto wie. Może znalazłby się ktoś, kto uznałby oddawanie niepotrzebnych rzeczy za niemoralne i kazał mi spalić swój egzemplarz w ogniach piekielnych (kominek to przecież za mało) razem ze mną najlepiej.

Pomijam już, że zarzucanie mi, iż okradam autora mija się totalnie z prawdą – nie mam tej książki, nikt mi jej nie wysłał i nie wyśle (przynajmniej dzisiaj), bo przecież ona nie została jeszcze wypuszczona do sprzedaży. Nic złego więc nie zrobiłam. Nie da się ukraść czegoś, czego nie ma. Ba, przecież gdyby chętny do spółki się nie znalazł, mogłabym książkę drogą kupna nabyć za pełną cenę. To znaczy nie mogłabym, bo bym nadal miała problem z nadprogramową makulaturą, ale mówię czysto teoretycznie. Nie można kogoś sądzić i krytykować za chcenie czegoś za darmo. Inaczej wszyscy byśmy byli winni temu grzechowi. Wyrażenie chęci, to jeszcze żadna zbrodnia.

Poza tym, odniosę się do kilku komentarzy, w których czepiający się sugerują, że e-book jest do papieru dodawany jako gratis. Wobec tego jak mogę ukraść coś, co jest darmowe? Nie chcę papieru, który kosztował, chcę e-booka, który jest gratisem. W czym zatem problem? Ktoś w końcu nie zapłacił ze wersję elektroniczną, bo jest (wg. komentujących) darmowa, więc nie robi nic złego oddając ją za darmo, a ja biorąc ją za tą samą cenę. W dodatku nie mogę też kraść, skoro biorę tylko to, co ktoś chce mi oddać. Nabywca kupił książkę i jest jej właścicielem, może zatem robić z nią to, co zechce, czyli np. oddać komuś za darmo. Ja rozumiem, że czepiacie się kopiowania wersji elektronicznej, ale czy takie samo wzburzenie czulibyście, gdybym poprosiła o odstąpienie/pożyczenie mi papierowej wersji po jej przeczytaniu?

No i jeszcze kwestia pożyczania/oddawania e-booków. Serio, to zupełnie nie jest moja wina, że nie da się tego oddać bez tworzenia kopii. Nie mam czytnika (tzn. ja mam, ale jakbym nie miała) i dostaję ebooka. Dlaczego nie mogę go oddać komuś, kto czytnik ma. Na tej samej zasadzie jak oddałabym papierową książkę, gdyby potrzebny mi był sam e-book. Ja kupię zestaw i oddam papier, to czemu ktoś nie mający czytnika nie może oddać mi e-booka? Pokrętna logika.

Zakażmy zatem odsprzedawania wszystkiego. Niech rynek wtórny zginie śmiercią marną i bolesną. Mieszkań nie sprzedawajmy, bo przecież gardzimy pracą architekta, budowniczych i całej reszty. Nie wstawiajmy na allegro „sprzedam iPhone’a”, bo się Apple obrazi i po kasę rękę wyciągnie. W końcu to jego produkt i tylko on może go sprzedawać. Nie róbmy wymian książkowych (tak popularnych na blogach), bo to przecież skandal oddać czyjąś ciężką pracę. Kup, zapłać, chomikuj czy Ci potrzebne czy nie. Wyrzuć ostatecznie. Spal najlepiej, bo jak ktoś ze śmietnika wyciągnie, to Cię oskarżą o bezprawne udostępnianie czyjejś własności.

Oburzajcie się hipokryci, że miałam czelność zrobić coś, na co Wam nie starczyło odwagi – przyznać, że chcę zapłacić za coś mniej lub wcale. Oburzajcie się, bo miałam czelność zrobić „to” koledze po „fachu”. Obcemu to jeszcze, ale kogoś, kogo czytam? Jak śmiałam! Oburzajcie się, że mnie chwyt „coś czego nie potrzebujesz gratis” nie przekonał do wydania kasy. Tylko pamiętajcie o swoim oburzeniu, gdy ktoś da Wam kiedyś coś za darmo i nie zapomnijcie tego oddać lub zapłacić.