Czy i kiedy zapytać czy mnie kocha?
Pisałam wam kiedyś od czego zacząć podryw. Oczywiście na tym się sprawa nie kończy, bo trzeba się jeszcze upewnić, że zdobycz nie umknie nam, gdy odwrócimy wzrok. Stąd biorą się właśnie pomysły, żeby ukochaną osobę wypytywać o stan jej uczuć do nas. Czasem rzucamy standardowe „kochasz mnie?”. Innym razem wymagane są bardziej skomplikowane wyjaśnienia na pytanie „co do mnie czujesz?”
Od razu powiem, że takie podejście to strzelanie sobie w kolano. Nie wiem czy ktokolwiek w swojej związkowej karierze może potwierdzić, że zasypywanie partnera (obojętnie której płci) pytaniami o stan uczuć, miało pozytywny skutek. W dodatku nie zależy to od tego, czy się jest pytającym czy pytanym. Nie ma też tutaj żadnego znaczenia czy to dopiero początek relacji, jej środek czy koniec. Chociaż mam wrażenie, że początek i końcówka są w grupie podwyższonego ryzyka. Różnicy nie robi też za bardzo płeć osoby domagającej się wyjaśnień. Każdy, kto poddany jest presji udzielenia odpowiedzi, nie reaguje na to najlepiej. Wyobraźcie sobie człowieka zapędzonego do ślepej uliczki przez napastnika z bronią. Czujecie klimat?
Załóżmy jednak, że to dopiero początek związku. Podryw się udał, byliście na kilku randkach i nawet wylądowaliście w łóżku, ale deklaracji z drugiej strony wciąż jeszcze nie ma. O czym to świadczy? Właściwie to akurat zapewne o niczym. Ile zajęło wam to całe randkowanie? Tydzień? Miesiąc? Ty czujesz już motyle w brzuchu i chcesz, żeby druga osoba reagowała tak samo? Może dla niej to po prostu jeszcze za wcześnie. Nie każdego poraża grom z jasnego nieba. Nie mówiąc o tym, że to uczucie, które niby czujecie zaraz na początku związku, nie ma nic wspólnego z prawdziwą miłością. To może być co najwyżej fascynacja i pożądanie. Także twoje deklaracje „kocham Cię” też mają niewiele wspólnego z prawdą i stanem faktycznym. Nie ma więc sensu wymagać podobnych stwierdzeń od drugiej osoby. Dajcie sobie trochę czasu na poznanie siebie i rozbudzenie w sobie tych nieco głębszych uczuć.
Jeśli związek faktycznie trwa już jakiś dłuższy czas, to zadawanie takich pytań sugeruje problem, który albo dotyczy partnera, albo samego siebie. No bo czemu właściwie pytasz? Nie czujesz, że partner cię kocha? Skoro tak, to co zmienią słowa? Jeśli nie widać tego po zachowaniu, to wypowiedzenie tych dwóch magicznych słów niczego nie da. Nie stanie się to nagle prawdą. Nie zaczniesz czuć miłości zaraz po tym, jak je usłyszysz, bo to po prostu tak nie działa. W tym przypadku rodzi się kolejne pytanie. Co chcesz usłyszeć? Prawdę, że cię nie kocha, ładnie skonstruowane kłamstwo czy może nieco wymijającą odpowiedź nie jest gotowy i potrzebuje czasu. Skoro partner/ka nie potrafi okazać miłości, to najprawdopodobniej jej po prostu nie czuje. Wymuszanie odpowiedzi na pewno nie pomoże. No chyba, że celem jest wzbudzenie frustracji. Dlatego lepiej jest zwyczajnie zastanowić się co dalej. Jeśli nie czujesz, że partner cię kocha i w dodatku jeszcze tego nie słyszysz, to po co z nim jesteś? Zastanów się czy jest sens trwać w takiej relacji. Jeśli będziesz się twardo upierać, że warto, to zadaj sobie ponownie pytanie, po co ci deklaracja i co ona zmieni.
Natomiast jeśli czujesz miłość w zachowaniu partnera, to tym bardziej na co ci dodatkowe słowa? Do czego potrzebne ci są oralne zapewnienia? Czyny mają zdecydowanie większe znaczenie. Wystarczy wziąć do ręki pierwszą lepszą książkę. Załóżmy, że będzie to fantasy. Czy przeczytanie jej, nawet na głos, sprawi, że wszystkie opisane w niej sytuacje, postacie czy rzeczy istniały lub istnieją na prawdę? Tak samo dzieje się z uczuciami. Wypowiedzenie ich nazw głośno nie urzeczywistni ich. Natomiast jeśli, ktoś wręcza ci słonia, to przecież nie potrzebujesz usłyszeć „proszę, to jest słoń”. Dlatego jeśli, ktoś daje ci swoje serce i miłość, czemu potrzebujesz, żeby to nazywał?
No i tu przechodzimy do kolejnej sprawy. Może problem nie leży w braku uczuć czy braku deklaracji ze strony partnera, ale w tobie? Może nie czujesz się wystarczająco dobra/y czy wartościowa/y. Może wydaje ci się, że nie zasługujesz na tak dobrego partnera i to wręcz nie jest możliwe, aby mógł cię kochać. Jeśli w twojej głowie kłębią się tego typu myśli, to żadna deklaracja ze strony partnera tego nie zmieni. Musisz znaleźć odpowiedź, skąd wzięły się takie pomysły i się ich pozbyć. Próba rozwiązania swoich problemów za pomocą partnera nie skończy się dobrze. No chyba, że zwiążesz się z psychologiem. W innym wypadku poszukaj sobie pomocy poza związkiem. Rozwiązanie problemu sprawi, że nie tylko każda relacja stanie się lepsza, ale również nie będąc w związku, będziesz czuć się znacznie lepiej.
Natomiast, jeśli przychodzą ci do głowy pytania: Ile czekać na deklaracje? Kiedy powinna/powinien powiedzieć, że kocha? Kiedy zerwać, jeśli tego nie mówi? To na każde pytanie nie ma uniwersalnej odpowiedzi. Wszystko zależy od ciebie i tego, czego chcesz. Nie ma sensu pytanie innych o radę, bo każda sytuacja jest indywidualna. Mój znajomy poznał dziewczynę i 3 (słownie: TRZY) tygodnie później się jej oświadczył, a ona się zgodziła. Dla mnie to chore. No, ale z drugiej strony ja nie widziałam problemu, żeby od poznania Diabła czekać na pierwsze „kocham” od niego gdzieś z 2,5 roku. Pomijam, że pierwsze pół nie byłam nim zainteresowana, bo był zajęty i tylko się przyjaźniliśmy. Potem po jego rozstaniu, gdy oboje byliśmy zainteresowani przynajmniej jedną płaszczyzną (wyjaśnię, żeby nie było nieporozumień – łóżkiem), to on musiał swoje przeboleć. Nie mniej jednak każda sytuacja w danym momencie mi pasowała. Na początku sama nie chciałam niczego poważnego, potem jak zaczęłam się zakochiwać, to deklaracje były mało istotne, bo i tak miałam jego. Postanowiłam wtedy żyć chwilą i czerpać garściami z tej znajomości, dopóki by trwała. On był tego warty. W dodatku, choć nie pisnął słowa jeszcze przez dłuższy czas, to ja widziałam i czułam, że mnie kocha właśnie w jego zachowaniu. Nawet nasi wspólni znajomi powtarzali, że jest we mnie wpatrzony. Czekałam więc aż wypowie te magiczne słowa, ale nie odczuwałam presji, żeby je usłyszeć i przede wszystkim nie dawałam jemu czuć się pod presją, że musi je powiedzieć.
Kiedy zastanawiacie się czy nie przycisnąć partnera, czy nie zapytać, nie postawić ultimatum lub zarzucić go chociaż jakimiś aluzjami, pomyślcie choć przez chwilę, jakby to było znaleźć się na jego miejscu. Empatia moi drodzy. Niedoceniona i niezastąpiona jest w takich sytuacjach. We wszystkich sytuacjach. Chociażby dlatego, że nikt nie ma prawa oczekiwać od drugiego człowieka, żeby mówił, myślał lub czuł tak samo jak on. Każdy jest indywidualną jednostką. Ma prawo taką pozostać i ma pełne prawo się jak ona zachowywać. My zaś powinniśmy zrozumieć i zaakceptować, że druga osoba nie musi myśleć i robić tak, jak my chcemy i wtedy, kiedy tego chcemy.