Desperacja – czyli co odstrasza innych
Zauważyliście, że zawsze bardziej wkręcamy się w taką osobę, która choć wykazuje nami zainteresowanie, to na nas ewidentnie nie leci? A jak ktoś robi do nas maślane oczy i wyznaje miłość na pierwszej randce, to go skreślamy. Macie tak? Bo ja miałam zawsze i widzę po innych, że też tak mają. Pewnie dlatego tyle w poradnikach piszą, żeby kobiety grały niedostępne na początku, bo mężczyźni to zdobywcy. Ja uważam, że każdy lubi polować. To, co trudniej dostępne, jest dla nas bardziej atrakcyjne i płeć nie ma tu żadnego znaczenia. Jak już to są to kwestie natury osobistej, że ktoś lubi, jak mu zostanie podane na tacy pod nos. Jednak zdecydowana większość ludzi, tak kobiety też, lubi mieć odrobinę dramatyzmu w swoim życiu. To jest ta cała sławna „chemia”. Ta odrobina strachu i niepewności czy nam się uda zdobyć obiekt naszych westchnień. Lubimy wyzwania i lubimy mieć kontrolę. Kiedy zaś mamy jakiegoś przystojniaka czy super laskę, która gotowa nam kapcie w zębach podawać od pierwszego spotkania, nie mamy do takiej osoby szacunku. Gdzieś pewnie świta nam w głowie, że to, co jest tanie, jest też zazwyczaj kiepskiej jakości. Albo po prostu desperacja wydziela jakiś zapach zachęcający do ucieczki.
Pamiętam takiego jednego Zbyszka. Do dziś się wymieniamy życzeniami na święta, bo w sumie nie był z niego zły chłopak. Popełnił jednak błąd robiąc z siebie na randce „biednego misia”, który potrzebuje opieki i głaskania po głowie. Opowiadał jak to dziewczyna go biła, a on ją kochał i wybaczał i ściągał z okna, gdy w czasie kłótni chciała skakać. W końcu się rozstali, nie pamiętam z czyjej inicjatywy i on szukał dobrej kandydatki na żonę (nie jestem pewna, ale chyba nawet taki zwrot dokładnie padł). A ja się wydawałam (po jednym spotkaniu!!) taka mila i taka właściwa i taka och, ach. No ja nie twierdzę, że nie jestem zajebista, bo to oczywiste, że jestem… tylko nikt przy zdrowych zmysłach po godzinie pierwszego spotkania nie chce słyszeć, że druga osoba go stawia w myślach przed ołtarzem. To śmierdzi desperacją i mnie osobiście zniechęca. Chociaż oczywiście są ludzie, którzy na to polecą. Zbyszek ma żonę i dziecko, więc musiała znaleźć się taka, którą „biedny misio” urzekł swoją historią i postanowiła się nim zaopiekować.
Nie neguję tu miłości od pierwszego wejrzenia, bo mam nadzieję, że to może się przytrafić. Sama zawsze marzyłam o filmowym romansie, w którym to facet praktycznie od razu staje na głowie, żeby skraść moje serce. Mam tu jednak na myśli sytuację, gdy na kilometr czujesz, że druga osoba widzi Cię jako swoją żonę/męża i ojca/matkę swoich dzieci, a jak nie Ciebie to pierwszą lepszą osobę, która się na to zgodzi. Taką desperację widać i ona przeraża. W dodatku zdarza się, że źle się kończy, bo ludzie w zasadzie obcy, decydują się na wspólne życie. Szybkie związki i źle dobrane pary to przekleństwo naszych czasów.
Nie skreślam jednak tych wszystkich zdesperowanych ludzi. Oni w końcu znajdą swoje drugie połówki. Jako pierwsze, drugie czy trzecie małżeństwo, ale wierze, że im się uda. Bo dlaczego nie?