Dlaczego piszę o seksie
Przeczytałam wczoraj artykuł na natemat i się przeraziłam. Ja rozumiem, że sporo facetów ma problemy łóżkowe i stałą obawę czy są wystarczająco dobrymi kochankami, ale to już była przesada. Koleś planował ślub ze swoją dziewczyną, ale przestał mu stawać i w końcu ją rzucił, bo przyłapał ją na zdradzie z… ręką. To mi przypomniało zarzuty niektórych kobiet, że facet je zdradza oglądając porno. Ten artykuł ładnie też mi się wkomponował w tekst, który i tak miałam napisać, w związku z ostatnią małą aferkę z moim udziałem.
Jeden z blogerów oburzył się przekraczaniem (jego zdaniem) przeze mnie granic dobrego smaku podczas pisania o seksie. Pod jego krytykującym mnie tekstem część czytelników stanęła po mojej stronie, część po jego. I tym oburzonym chętnie zajrzałabym do łóżka, bo nie mogę się oprzeć wrażeniu, że ci wszyscy, którzy unikają tematów z seksem związanych są jak ci, którzy robią problem z porno i masturbacji. Misjonarska pozycja pod kołdrą i przy zgaszonym świetle, to szczyt ich możliwości i dobrego smaku. Wszystko inne uważają za grzech, a już mówienie o tym, że ktoś to robi i robi inaczej niż oni za chory ekshibicjonizm. Tacy właśnie rzucają swoje partnerki, bo one miały czelność się masturbować.
Uważam, że seks w związku jest bardzo ważny, dlatego interesuje się nim. Czytam o tym, co i jak robią inni ludzie. Z ciekawości czasem oglądam też filmy. Staram się poszerzać swoją wiedzę i potem omawiać ją z moim partnerem. Realizujemy swoje fantazje, a nawet większość już zrealizowaliśmy. Staramy się ciągle prześcigać w tym, żeby nam w tej sferze było lepiej. Nie wstydzimy się też tego, że potrafimy okazywać sobie miłość również w taki sposób. Nie krępujemy się tego ani przed sobą, ani przed innymi ludźmi. To nie ma nic wspólnego z zarzucanym nam ekshibicjonizmem. Po prostu jesteśmy sobą i nie udajemy innych przy ludziach. Nie gramy grzecznych i przyzwoitych, kiedy kudłate myśli biegają nam po głowach.
Jestem otwarta, mam dużą świadomość własnego ciała, tego czym mogę sobie sprawić przyjemność i jak może to zrobić również mój partner. Moi rodzice oraz później ja sama, zadbaliśmy o moją edukację w tym zakresie. To pozwoliło mi uniknąć wierzenia, że od masturbacji rosną włosy na rękach. Nigdy nie przyszło mi też do głowy sprawdzać czy płukanka z coli jest dobra jako środek antykoncepcyjny. Nie musiałam się wstydzić i mogłam pójść zapytać o nurtujące mnie kwestie rodziców. Dlatego też, gdy na Archiwum Chaosu przeczytałam stwierdzenie, że rodzice nie myślą o tym, że kiedyś takie teksty o seksie mogą zobaczyć ich dzieci, poczułam rozbawienie. Jeszcze swoich dzieci z Diabłem nie mamy, ale planujemy. Mamy też swoje wyobrażenia odnośnie tego jak je wychowamy. Przynajmniej w kwestii uświadamiania. Śmieszą mnie stwierdzenia, że o seksie rodziców lepiej jest nie myśleć i udawać, że już tego nie robią. Ja zawsze byłam dumna z moich rodziców, że są czuli, że się przytulają, że TO robią. Dzięki temu sama mam wspaniały związek i mam nadzieję, że nauczę takiego podejścia swoje dzieci. Chcę, żeby wiedziały, że seks w związku jest ważny, że to jeden ze sposobów wyrażania miłości, utrzymywania bliskości i spajania relacji. Chcę, żeby moje dzieci miały z nas przykład, jak kochać, budować i utrzymywać związki. Ja byłabym dumna z moich rodziców, gdyby ich „ekshibicjonizm” pomagał innym parom, tak jak milionom ludzi pomagają różne poradniki.
Wejdźcie kiedyś do empiku – pełne regały książek o seksie, gdzie zawsze ktoś się kręci i coś przegląda. Popularność książek Greya wśród kobiet i porno wśród facetów też mówią same za siebie. Nie chodzi tylko o to, że seks się sprzedaje. Ludzie po prostu szukają seksu poza związkiem w formie, która nie prowadzi do zdrady. Jak już to do poprawienia jakości seksu w parze. No, bo do czego prowadzi taka lektura? Do tego, że kobieta podczas masturbacji nauczy się jak przeżywać orgazm, a facet nauczy się jak przedłużać osiąganie spełnienia. Czy to źle wpłynie na parę i ich związek? Nie sądzę. A niektórym łatwiej jest szukać takich informacji w internecie czy książkach niż pytać specjalistów.
Na koniec dodam jeszcze, że ten blog z założenia ma mówić o sprawach damsko-męskich – związkach i seksie. Ma mieć częściowo formę poradnikowo-edukacyjną, bo choć ekspertem nie jestem, to jednak trochę już przeżyłam. Sugestia, że nie powinnam pisać o swoich przeżyciach mi nie pasuje. Biedakowi nie wierzy się, gdy opowiada o zarabianiu pieniędzy. Tak samo zabawny jest ksiądz, gdy naucza o rodzinie, której nie ma i przypuszczalnie nigdy nie założy. Co może o seksie powiedzieć ktoś, kto go nie uprawia? Jak miałabym być wiarygodna w tym, co piszę, gdyby w mojej sypialni wiało nudą, a najlepsza rozrywka byłaby w niej po wstawieniu telewizora?