Z pamiętnika przyszłej matki – I trymestr ciąży po raz kolejny

Mam tylko jedno dziecko, ale w ciąży byłam wcześniej już 4 razy. Niezbyt wesołą tego historię możecie przeczytać tu -> klik. To sprawia, że objawy jakie niesie za sobą I trymestr ciąży miałam okazję obserwować już po raz piąty. Pierwsze cztery były praktycznie identyczne, więc obecna ciąża zdziwiła mnie bardzo.

Piersi i jeszcze raz piersi!

Odkąd pamiętam tuż przed okresem biust nabrzmiewał i stawał się obolały. W pierwszych ciążach było tak samo, tylko bardziej. W tej, którą udało mi się donosić, urósł w pierwszym trymestrze mniej więcej o 2 rozmiary. Musiałam wymienić wszystkie swoje biustonosze. Tym razem nie miałam tyle szczęścia. Być może winne temu wciąż trwające karmienie córki. W każdym razie biust pozostał taki jak przed ciążą czyli mniejszy niż bym sobie tego życzyła. Jedyna zmiana to trwający nieustannie ból brodawek. Zaczął się zaraz po owulacji (nowa norma po porodzie), przeszedł na kilka dni przed spodziewaną miesiączką, wrócił zamiast okresu i trwa do tej pory.

pozytywny test ciążowy, I trymestr ciąży
Na pierwszym teście druga kreska była jeszcze jaśniejsza, ledwo widoczna.

Poranne mdłości to ściema

Pamiętam swój pierwszy raz, kiedy nawet jeszcze nie wiedziałam, że jestem w ciąży. Przez jakiś tydzień trochę mnie mdliło zaraz po wstaniu. Zwalałam to jednak na mój niezbyt zdrowy zwyczaj dopijania resztek wieczornej pepsi. To po prostu po niej musiało mnie mdlić. Przynajmniej tak sobie tłumaczyłam dopóki nie zobaczyłam dwóch kresek na teście. Potem się to już więcej nie powtórzyło. W tej ciąży też nie doświadczyłam porannych mdłości… bo mdliło mnie dosłownie CAŁY DZIEŃ! Serio. Nie czułam mdłości tylko wtedy, kiedy byłam głodna. Na moje szczęście ten stan trwał tylko tydzień.

Niesmak czyli żałujesz, że zjadłaś

Jak tylko przeszły mi mdłości, zastąpiło je uczucie niesmaku po WSZYSTKIM, co tylko zjadłam. Nie miało znaczenia czy to sucha bułka czy ukochana pizza. Na szczęście pomagało mycie zębów i/lub guma do żucia. Nie mniej było uciążliwe, bo obrzydzało mi jedzenie, które kocham. Trwało nieco dłużej niż mdłości. Takie uciążliwe minęło po tygodniu, ale do tej pory potrafi się niespodziewanie pojawić po ulubionym posiłku. Bleeee…

Za krótka noc, za krótki dzień, za krótki sen… zzz…

W poprzednich ciążach nie zwróciłam zupełnie uwagi na ten objaw. Podczas pierwszych chyba w ogóle nie zdążył wystąpić, bo za krótko trwały. W tej zakończonej porodem nie czułam różnicy pomiędzy ciążowym zmęczeniem a tym wywołanym standardowo zimą. „Spać mi się chce” mówiłam rzadziej niż moje koleżanki z pracy. Nie zauważyłam też, kiedy wszystko wróciło do normy.

Tym razem to był jakiś hardcore. Wstawałam rano razem z córką i czasami już godzinę później miałam taki zjazd, że ledwo utrzymywałam otwarte oczy. Kilka razy zdarzyło mi się puścić dziecku bajkę i zwyczajnie odpłynąć. Przez resztę czasu jakoś dawałam radę dociągnąć do momentu, w którym mogłam córkę przekazać pod opiekę jej tatusiowi i uciąć sobie drzemkę. Ten stan niestety trwał aż do 16 tygodnia ciąży i był najbardziej uciążliwym objawem. Nie byłam w stanie robić praktycznie nic i na niczym się skupić. Nie miałam siły i ochoty na ćwiczenia, pisanie ani nawet czytanie, bo marzyłam tylko o tym, żeby spać. Ogarniałam tylko totalne podstawy – dziecko, jedzenie, zakupy i jako takie porządki. Czułam się jakby ktoś wyłączył mi główne zasilanie, a ja próbowałam ciągnąć na baterii zapasowej. Nie polecam.

Mniej stresu o ciążę

Ta ciąża była też zupełnie inna ze względu na moje do niej podejście. Oczywiście trochę się stresowałam wizytami u ginekologa, ale tu miałam swoje powody. Przede wszystkim mój ukochany lekarz zawiesił czasowo swoją praktykę, więc musiałam szukać kogoś innego. Niestety na NFZ to taka rosyjska ruletka i, mimo wielu pozytywnych opinii, nie trafiłam najlepiej. Jeden lekarz był delikatny, ale podeszły wiek dawał o sobie znać w jego roztargnieniu. W dodatku położna w przychodni była okropna – wielki problem robiło jej to, że w ogóle tam przychodzę i śmiem jej przeszkadzać. Drugi lekarz to dobry specjalista, ale z tych, co uważają, że badanie ginekologiczne „nie jest przyjemne”. To delikatne określenie na sprawianie bólu, za który masz ochotę kopnąć lekarza w jądra.

Druga trochę stresująca kwestia to zdrowie maluszka, które na szczęście jest ok. Nie zmienia to faktu, że przed badaniami USG trochę się przejmowałam. Nie tyle jednak, co w poprzedniej ciąży, gdy do samego porodu bałam się zbyt mocno cieszyć swoim stanem. Tym razem lęk o ewentualną utratę ciąży nie wystąpił.

Więcej obaw o przyszłość

Teraz, kiedy I trymestr ciąży mam już za sobą, bardziej zajmują mnie rozważania na temat przyszłości. Jak sobie poradzę z dwójką szkrabów? Jak to będzie znów zaczynać wszystko od nowa? Jakie będzie to drugie dziecko w porównaniu do pierwszego? Co w ogóle zrobić z pierwszym – wysyłać do przedszkola czy nie? Poczuje się odrzucone, że zostało wysłane w nowe miejsce czy będzie zazdrosne będąc w domu, że muszę zajmować się bobasem? A może pokocha przedszkole, ale przy okazji pokochają je przedszkolne zarazki, które ściągnie na niemowlaka?

Są to pytania, na które nie szukam odpowiedzi. Nie mam bowiem szansy poznać odpowiedzi wcześniej. Może poza samą kwestią przedszkola – wysłać czy nie. Tego jak zareaguje na to moja córka i czy będzie więcej chorować, też nie dowiem się teraz.
Dobrze, że I trymestr ciąży trwa tak krótko. Teraz pozostaje mi cieszyć się moim wyjątkowym stanem i jakoś tam przygotować na czekające mnie zmiany.

A jak to wygląda u Ciebie? Czy u Ciebie to też I trymestr ciąży? Masz już jakiegoś maluszka? A może już za Tobą te wszystkie rozważania i masz ogarniętą dwójkę? Daj znać w komentarzu!

Przy okazji zapraszam też do polubienia moich profili na facebookutwitterze lub instagramie.