Moda na brzydotę czy obsesja piękna?
Moda na brzydotę? Ja też mam jej dość! Zgadzam się z Agnieszką Kaczorowską, której wpis podbił w długi weekend internety, że taka moda jest zła. Nie chcę brzydoty w swoim otoczeniu. Mam jej dość w sieci i na ulicy. Nie ma we mnie zgody na to, co brzydkie i chciałabym, żeby to zniknęło z przestrzeni publicznej. Serio, to jest ta część, w której zgadzam się w 100% z autorką feralnego wpisu.
No i dlatego uważam, że w pierwszej kolejności powinny zniknąć takie wpisy, jak ten, który dodała Agnieszka. One w ogóle nie powinny powstawać. Zacznijmy od tego, że ocena czyjegoś piękna bądź brzydoty jest totalnie subiektywna. Nie ma uniwersalnego opisu tego, co jest atrakcyjne, a co nie jest. Z tego też względu, nie można nikomu narzucać swojego zdania, jako jedynego prawdziwego. Kolejną sprawą jest to, że ten wpis dla większości osób jest bardzo szkodliwy.
Po pierwsze: nie szkodzić
Post Agnieszki „moda na brzydotę” jest szkodliwy choćby dlatego, że uraził lub wkurwił całą masę ludzi, którzy zaczęli to komentować i podawać dalej. W ten sposób pośrednio wkurzyli i zranili kolejne osoby, które poszły przeczytać, o co w tym wszystkim chodzi. Tym samym całej masie ludzi zabrał cenny czas, który mogliby poświęcić chociażby na ten wspomniany we wpisie samorozwój. Ewentualnie na taplanie się w błotku, bo jak są np. taką świnką Peppą i jej rodziną, to się w tym błotku taplać lubią i nic nikomu do świńskich zwyczajów. Nawet taki Luis Litt z serialu Suits udowadniał po kilka razy w sezonie, że kąpiele błotne to super sprawa.
Brzydkie kaczątko
Ale ja nie o tym. O brzydocie miało być. No i moim zdaniem brzydkie jest np. palenie papierosów, śmiecenie, picie do nieprzytomności, bicie dzieci czy znęcanie się psychiczne lub fizyczne nad kimkolwiek. No i w ten woreczek wrzuciłabym również mówienie innym, jak mają żyć czy wyglądać. To by mi nawet podchodziło pod formę przemocy psychicznej. Nieładnie jest tak zupełnie nieproszonym wpieprzać się komuś w życie, oceniać jego wybory, wygląd i zachowanie. Nie na miejscu jest publicznie narzucać innym swoją wizję świata. To jest dopiero paskudne, bo włosy na nogach nikomu krzywdy nie robią, a wywieranie presji na coś już może.
Owszem, popadanie w skrajności jest złe. Pamiętam, jak sama pisałam o tym na blogu w kontekście Chujowej Pani Domu. Dopóki było to formą przeciwstawienia się presji na bycie Perfekcyjną, było to spoko. Z czasem jednak (w moim odczuciu) stało się to wyścigiem między kobietami, kto jest bardziej chujowy, to przestało być fajne. Tak samo, jeśli Agnieszka natrafiła w sieci na osoby, które promowały brak higieny, wyśmiewały osoby atrakcyjne, chwaliły się karaluchami biegającymi po podłodze czy zachęcały do jedzenia syfiastego żarcia 24/7, to ja w 100% rozumiem jej oburzenie. Promowanie niezdrowych i szkodliwych nawyków czy wzorców jest złe. Zwłaszcza, gdy robią to celebrytki z dużymi zasięgami…
Moda na brzydotę
Tylko, że Agnieszka dalszą częścią swojego wpisu udowodniła, że zupełnie o co innego jej chodziło. Nie widziała tych karaluchów i pokrytych brudem ciał. Przyczepiła się za to do bycia zwyczajną, nieidealną i zmęczoną. Stwierdziła, że osoby o największych zasięgach POWINNY motywować i zachęcać do rozwoju. Pytała, po co eksponować swoje wady, jeśli można się skupić na superlatywach. Stwierdziła, że ludzie nazywają problemami sytuacje do rozwiązania. A przecież problemy też się rozwiązuje.
No i czy to są argumenty, żeby powstała moda na brzydotę? Nie! To są kolejne kwestie, przez które jej wpis ogólnie jest szkodliwy i zły. Oczywiście zgodzę się z nią, że koncentracja na pozytywach, na wdzięczności oraz na tym, co dobre i piękne, pozwala osiągać sukcesy. To nie podlega wątpliwości. Niestety nie da się non stop motywować i nieustannie rozwijać bez szkody dla zdrowia. To prowadzi do różnych holizmów (czyli pracoholizmu, alkoholizmu itp.), które zamiast pomagać – szkodzą. To może spowodować wypalenie czy nawet depresję u osób, które czują, że muszą nieustannie dawać z siebie 200%. W dodatku tylko dlatego, że są popularne i coś tam czyimś zdaniem muszą. To prowadzi do tych samych problemów u osób, które to wszystko oglądają. One same zaczynają się czuć beznadziejne z tym, że są niewystarczająco piękne czy nie mają siły dawać z siebie tych 200%, bo mają inną sytuację życiową.
Uderz w stół, a nożyce się odezwą
Tysiące dziewczyn z okazji tej afery podzieliło się swoimi odczuciami w tej kwestii. Opowiadały niejednokrotnie przerażające historie np. o anoreksji czy bulimii. Mówiły, jak dużo szkody robiło im obserwowanie tych idealnych ciał, zawsze wysprzątanych domów i wiecznie uśmiechniętych rodzin. Jak wiele złego zrobiły krytyczne, wyśmiewające, szydzące i oceniające ich decyzje komentarze. Przyznały, jak wielką presję czuły, gdy ktoś kazał być każdego dnia jeszcze lepszą wersją siebie. Pisały, dlaczego dobre jest pokazywanie normalności w pełnym sztucznego idealizmu internecie. Jak bardzo zmieniło to ich życia i nauczyło odpuszczać. Oburzyły się, bo to nie jest żadna moda na brzydotę.
Sama mogę się pochwalić podobnymi do innych historiami. Miałam kilka akcji ze zwracaniem jedzenia, na które miałam ochotę, ale było “tuczące”. Zaczynałam różne diety, bo zbliżało się lato i trzeba było mieć bikini body. Moje ciało nie było idealne, więc czułam presję, że MUSZĘ z nim coś zrobić. Zakładałam też ubrania, które miały mnie wyszczuplać, a nawet nosiłam wyszczuplający gorset, w którym ciężko się było normalnie poruszać.
Dorzucę też chodzenie w długich spodniach podczas upałów, bo zapomniałam wydepilować czy ogolić nogi, a także zmaganie się z infekcjami intymnymi od przesadnego golenia cipki.
Na początku był chaos
I ja doskonale wiem, z czego te wszystkie problemy się wzięły. Z tego, że myśmy zatracili zdolność odróżniania rzeczywistości od fikcji. Kiedyś było to proste – życie jest prawdziwe, a w telewizji oglądamy fikcję. Potem weszły te wszystkie Reality Show, które próbowały nam wmówić, że sceny w nich pokazywane są prawdziwe i naturalne. Potem pojawiły się media społecznościowe. Na początku wszyscy pokazywali prawdziwe życie – co jedli, co pili, gdzie poszli na spacer, co myśleli. Z czasem jednak nawet zwykły przeciętny Kowalski zaczął ubarwiać swoje życie, żeby wydawało się atrakcyjniejsze. Człowiek myślał, że jak pokaże pomidorową i schabowe jedzone na mazurach, gdy Kasia z 5C wcina sushi na Bali, to się wyda mniej wartościowy. Zaczęło się więc prześciganie na każdym kroku. Najpierw o lepsze zajęcia i potrawy, potem o ładniejsze fotki. Doszło retuszowanie fotek w aplikacjach na telefonie dostępne dla każdego. Sami zaczęliśmy wywierać na siebie presję, żeby wszystko było jak najlepsze.
Człowiek człowiekowi człowiekiem
No i oczywiście gwóźdź do trumny czyli komentarze. Ludzie schowani za ekranami swoich telefonów czy komputerów mają mniej skrupułów, żeby komuś dopieprzyć chamskim tekstem. Kiedyś to się obgadywało “kulturalnie” za plecami. Jak już padały jakieś komentarze, to starał się człowiek znaleźć jakiś aspekt do pochwalenia lub po prostu milczał. Teraz natomiast każdy musi się swoim zdaniem podzielić. Nawet jak nie ma nic miłego do powiedzenia. Bez trudu teraz ludziom przychodzi krytykowanie, obrażanie i wytykanie błędów. Totalnie bezrefleksyjnie wypisują raniące i krzywdzące rzeczy o innych ludziach. Ocenie i krytyce ludzie potrafią poddać dosłownie wszystko od koloru czyichś zasłon, po imię dla dziecka. To jest moim zdaniem moda na brzydotę.
Dlatego tak bardzo potrzebujemy w sieci normalności. Nie brzydoty, ale normalności. Cellulit, fałdki na brzuchu, owłosienie na różnych częściach ciała są NATURALNE i NORMALNE. W dodatku mają je WSZYSCY. Cellulit mają nawet niemowlaki. Włosy, o ile ich nie usuniemy, mają wszyscy. Fałdki na brzuchu mają wszyscy. Zmęczony też bywa każdy. Każdemu zdarzyło się przypalić obiad, wypić zimną kawę czy pomylić imiona własnych dzieci. Potrzebujemy widzieć w sieci normalność. Potrzebujemy mieć do kogo się porównywać zarówno w naszych najlepszych momentach, jak i tych najgorszych.
Ciałopozytywność i brzydota
Przyznam, że pierwsze zetknięcie się z ciałopozytywnością wywołało we mnie falę obrzydzenia. W rozmowach z Narzeczonym też nazywałam te kobiety brzydkimi, zaniedbanymi czy niechlujnymi. Też w pierwszym odruchu poczułam złość i irytację, że po cholerę one wyskakują z tymi obrzydliwościami w internecie. Chcą, to niech sobie tak żyją, ale w zamknięciu najlepiej, żebym nie musiała tego oglądać. Kiedy jednak ciągle wyskakiwały mi polecenia postów (głównie od Segritty, którą obserwuję od wielu lat), zaczęłam się skupiać na przesłaniu. Zaczęłam czytać, jaki cel mają kobiety wrzucające te “obrzydliwości” i nagle, jak za dotknięciem magicznej różdżki, przestało mi to przeszkadzać.
Nie myślę już, że to jest brzydkie. Oczywiście nie powiem też, że to jest piękne. Właśnie dlatego, że to nie jest coś, co powinnam poddawać jakiejkolwiek ocenie. To po prostu JEST i jest jak najbardziej normalne. To po prostu jest i nie istnieje po to, żeby mi się to miało podobać lub nie. Prawda jest taka, że jeśli coś mi się nie podoba, to mogę tego po prostu nie robić i nie oglądać. Mogę przestać obserwować osobę, która pokazuje lub mówi coś, co mi nie pasuje. Mogę odwrócić wzrok, gdy czyjś widok na ulicy wywołuje u mnie dyskomfort. Nie mam prawa interweniować, komentować czy zwracać uwagi komuś za rzeczy, które nie krzywdzą mnie lub innych osób.
Nabici w butelkę
Daliśmy się wkręcić firmom kosmetycznym, producentom maszynek do golenia. Zarobili i zarabiają na nas grube miliony. Na naszych słabościach, na naszych lękach, na naszym niskim poczuciu własnej wartości. Niszczą nasze zdrowie, bo w większości przypadków kosmetyki to jednak straszny syf. Robią nam wodę z mózgu do tego stopnia, że się kobiety boją i wstydzą wychodzić bez makijażu czy z nieogolonymi nogami. Wpadliśmy wszyscy w przerażająco szkodliwą obsesję piękna.
Ja sama w przeszłości podczas cieplejszych okresów w roku nogi goliłam codziennie, bo owłosienie mam ciemne i już po jednym dniu wygląda ono niezbyt ciekawe. Ewentualnie męczyłam się z depilacją, która jest dla mnie bolesna i często powoduje problemy z wrastającymi włoskami. Jeśli zdarzało mi się zapomnieć lub nie mieć na to czasu, męczyłam się w długich spodniach, nawet gdy był upał.
Na ratunek
Teraz dzięki modzie na ciałopozytywność zupełnie się takimi sprawami nie przejmuję. Nadal się golę czy depiluję, ale nie wpadam w panikę ani nie męczę się w długich spodniach, gdy zdecyduję obejrzeć z Narzeczonym serial zamiast się torturować depilatorem.
Tak samo potrzebne jest mówienie o słabościach i wadach. Pokazywanie, że nie musimy być silni przez 24/7/7. Chociaż też w pierwszym odruchu uważałam to za absurdalne, przesadne i bezsensowne, to z czasem zmieniłam zdanie. Normalizowanie chodzenia do psychoterapeuty jest niezwykle ważne. Wiele ludzkich istnień można w ten sposób uratować. Wiele błędów z przeszłości można w ten sposób naprawić. Gdyby nie obserwowanie osób mówiących o swoich problemach, o sprawach, które udało im się rozwiązać dzięki terapii, ja sama nie zaczęłabym wychodzić z toksycznych relacji. Nie wiedziałabym, że w ogóle powinnam próbować! Osoba, która mnie krzywdziła i nadal próbuje to robić, zrzuca winę za wygląd tej relacji na mnie. Dlatego to wszystko jest takie ważne i dlatego posty takie, jak ten Agnieszki są krzywdzące i nie powinny pojawiać się w przestrzeni publicznej.
Moje marzenie
Mam dwie córki i chciałabym je wprowadzić w lepszy, ciało pozytywny, neutralny i nieskupiony na wyglądzie świat. Pragnę, żeby te dwie najbliższe memu sercu istotki nigdy nie miały zaburzeń odżywiania, problemów z samoakceptacją czy depresji z powodu niewpasowania się w czyjeś wyobrażenia o ich życiu czy wyglądzie. A gdyby przydarzyło im się coś podobnego, żeby nie bały się prosić o pomoc. Chciałabym, żeby świat się opamiętał. Marzy mi się, żeby ludzie milczeli, gdy nie mają nic miłego do powiedzenia i przestali czuć się zobowiązani do komentowania i krytykowania wszystkiego, co im się nie podoba. Byłabym zachwycona, gdyby przestali się wpieprzać w cudze życia i przestali je oceniać. Będzie nam się wtedy wszystkim żyło lepiej.
Daj znać w komentarzu, jakie jest Twoje zdanie w tym temacie. Jestem bardzo ciekawa Twojej opinii. Istnieje moda na brzydotę czy może jednak nadal tkwimy w obsesji piękna?
Przy okazji zapraszam też do polubienia moich profili na facebooku, twitterze lub instagramie.