Moja Pierwsza Wielka Miłość
W mojej głowie zawsze znajdą się rzeczy, których z jakiegoś powodu nie zapominam i tym razem padło na datę 20 listopada. W ogóle listopad zawsze budzi moje wspomnienia o pierwszej wielkiej miłości. W zasadzie jedynej miłości przed Diabłem, bo innych facetów nie kochałam, ale powody, dla których z nimi byłam, zostawię na inny raz. Teraz czas na małe wspominki o Moim Pierwszym.
W listopadzie 2000 roku wszystko się zaczęło. Byliśmy dzieciakami, które już kilka ładnych miesięcy spotykały się regularnie każdego dnia pod przykrywką przyjaźni. Oboje mocno wierzyliśmy, że to właśnie nas wtedy łączyło, ale Mój Pierwszy, właśnie w listopadzie, pojechał na miesiąc do sanatorium na rehabilitację. Wtedy poczułam, że tęsknię za tym śmiesznym brązowookim chłopakiem i że sympatia nie jest jedynym uczuciem, którym go darzyłam. On musiał poczuć to samo, bo dzwonił często i tęsknotę słychać było w jego głosie nawet przez słuchawkę w budce telefonicznej. W dodatku po powrocie z własną matką się nie przywitał, tylko rzucił rzeczy w progu i przybiegł zobaczyć się ze mną. Myślałam wtedy, że serce mi pęknie z radości.
W listopadzie też wszystko się dla nas skończyło. Nawet kilka razy kończyło się w różnych latach i zawsze jakimś cudem wypadało na listopad. Nie wybierałam tego miesiąca specjalnie i prawdę powiedziawszy dopiero myśląc o tym wpisie uzmysłowiłam sobie, że z Nim to zawsze był listopad.
W 2004 roku chciałam się rozstać po raz pierwszy, ale zarówno on, jak i moja mama przekonali mnie, że to jest głupi pomysł. Ja wiedziałam, że dłużej nie wytrzymam w tym związku, oni się jednak uparli i to był początek końca, bo wtedy wydawało mi się, że moja miłość do niego zniknęła. Sama zabijałam ją swoim rozczarowaniem wynikającym z naiwnych szczenięcych i niespełnionych wymagań. W każdej znajomości, czy to przyjaźń czy związek, szukamy tej nieprzekraczalnej granicy i uczymy się, co nam wolno, a czego nie. Z Moim Pierwszym miałam problem, bo wolno było mi wszystko i przez to straciłam do niego szacunek, a bez szacunku umiera miłość. Przynajmniej we mnie. Nikt nie powinien drugiej osobie pozwalać wchodzić sobie na głowę.
Dopiero rok później znów w listopadzie, mimo naszego cichego czerwcowego rozstania, przestaliśmy ze sobą sypiać, kiedy bardzo boleśnie przekonałam się, że on jednak nie zamierza do mnie wrócić, bo o ile pociągałam go szalenie, to miłości w nim do mnie już nie było. Moja obudziła się ze snu, kiedy po dwóch letnich miesiącach przerwy, zobaczyłam go pierwszy raz i naiwnie myślałam, że skoro ze mną sypia, to czuje to samo. Rozczarowania zawsze bolą.
Potem zaś przekonałam się o tym jak bardzo prawdziwe jest stwierdzenie, że najdłużej kochamy tych, którzy nas porzucają. Przez kilka następnych lat bowiem idealizowałam Mojego Pierwszego, naszą miłość i wyrzucałam sobie, że wszystko spieprzyłam. To skutecznie sabotowało wszystkie kolejne związki, bo w moim mniemaniu, żaden następny nie mógł dorównać ideałowi. Natomiast podświadomie wchodziłam w kiepskie relacje, żeby mi nie było przykro, gdyby stał się CUD i Mój Pierwszy zapragnął do mnie wrócić. Teraz chwilami nie dowierzam, że byłam taka naiwna.
Na szczęście w listopadzie 2009 roku udało mi się zmądrzeć, uświadomić sobie własne motywy działania i wreszcie, definitywnie przestać kochać moje wyobrażenie o Moim Pierwszym. Dotarło do mnie bowiem, że On nie jest już taki, jakim go sobie wyobrażam. Ten brązowooki śmieszny chłopak, którego kochałam, już nie istnieje. Czas zmienił nas oboje, a to, do czego tak bardzo chciałam wrócić, nigdy nie miało szans na powodzenie, bo zwyczajnie do siebie nie pasowaliśmy i pasować nigdy nie będziemy. I to był bardzo dobry moment dla mnie na uświadomienie sobie tego wszystkiego, bo wtedy znałam już Diabła, który za kilka miesięcy miał do mnie napisać i miała zacząć się nasza wielka przygoda. Miałam więc jeszcze troszkę czasu na otrząśnięcie się z tych wszystkich lat niespełnionej, wyidealizowanej miłości i poddanie się nowemu oszałamiającemu uczuciu, które już na mnie cierpliwie czekało.
A teraz kolejny listopad i moje wspomnienia znów wracają do Mojego Pierwszego. Ma urodziny 20-tego i na pewno, jak co roku, będę życzyć mu szczęścia, chociaż ma fajną narzeczoną, ślicznego synka i wygląda na to, że już jest szczęśliwy. Jednak listopad przypomina mi, że jestem mu wdzięczna, za to, że był w moim życiu, bo wiele się dzięki niemu nauczyłam. Myślę, że dzięki temu jeszcze bardziej doceniam to jaki dla mnie jest Diabeł. Bardzo długo żyłam w przeświadczeniu, że nie pojawi się nikt lepszy od Mojego Pierwszego i nikogo bardziej nie pokocham. Myliłam się. Diabeł jest najwspanialszy na świecie, a przy tym, co czuję do niego, tamto pierwsze uczucie wydaje się zaledwie szczeniackim zauroczeniem. Ale o tym już innym razem…
Wszystkiego najlepszego A.!