Toksyczne związki z uzależnionymi
W całym swoim życiu tylko raz spotykałam się z osobą uzależnioną. Można by powiedzieć, że o raz za dużo. Nie mniej jednak wielu rzeczy mnie ta znajomość nauczyła i na wiele spraw otworzyła mi oczy. Zdaje się, że na niczym nie uczy się człowiek tak dobrze, jak na własnych błędach. Nie mniej nikomu tego nie polecam, nie życzę i za każdym razem będę radzić „uciekaj!”.
Dziś napisała do mnie dziewczyna, która ma problem ze swoim partnerem. Zaczęła od tego, że rozstali się z powodu „koleżanki”. Ona jednak go kocha, chciałaby mu wybaczyć (właściwie chyba nawet nie ma mu czego wybaczać, bo spotkanie z kimś innym to jeszcze nie grzech) i do niego wrócić. Historia wydawała mi się zbyt powierzchowna, bo kto do cholery rozstaje się z powodu kawy z inną osobą? Nawet pisząc tekst o braku równości w związku, nie miałam na myśli aż takiego zaawansowania problemu. Doszłyśmy w końcu do tego, że jej facet ma problem z uzależnieniem. To między innymi wpłynęło na jej brak zaufania, co, jak łatwo się domyślić, odbiło się na być może niewinnym spotkaniu z koleżanką. Samego problemu ich związku omawiać nie będę. Przynajmniej nie dziś. Tym razem chciałam pozostać jedynie przy sprawie bycia z kimś uzależnionym.
Zacznę od tego, że proponowałabym w ogóle się z taką osobą nie wiązać. Można jeszcze rozważać bycie z kimś, kto z uzależnienia wyszedł. Choć i to jest moim zdaniem ryzykowne. Natomiast wchodzenie w jakąkolwiek bliższą niż koleżeństwo relację z kimś związanym z nałogiem jest ogromnym błędem. To już od samego początku i z samego założenia będzie toksyczna znajomość. Obciążająca i wpływająca na życie przede wszystkim tej zdrowej osoby. Nie miejmy złudzeń, że pomożemy komuś wyjść z nałogu, bo to tak nie działa. Nie naprawimy komuś życia za niego. Nie zmienimy go. Za to dzięki takiemu związkowi możemy sobie popsuć własne. Nałogowcy są mistrzami manipulacji i wzbudzania poczucia winy. Szybko zaczniemy czuć się odpowiedzialni za jego niepowodzenia w zrywaniu z nałogiem, a przy dobrych wiatrach, nawet za samo uzależnienie się, przy którym nawet nas nie było.
Pewna bliska mi osoba miała i nadal ma problemy z alkoholem. Był taki okres w naszej relacji, gdy obiecywała mi, że przestanie pić dla mnie, że się zmieni. Oczywiście wierzyłam i oczekiwałam zmian, a gdy te nie następowały, czułam się odpowiedzialna. Myślałam, że to moja wina, że robię coś źle, że nie zasługuję na to, żeby dla mnie wywiązać się z obietnicy. Każda kolejna rozmowa o zerwaniu z nałogiem wzmagała moją irytację. Przecież byłam grzeczna i robiłam wszystko tak, jak należy. Dlaczego więc to nie działało? Nie mogłam znaleźć odpowiedzi. Musiałam poczekać, bo któregoś dnia wyjaśnienie w pewnym sensie znalazło mnie samo. Do tego czasu zdążyłam jednak nabawić się całkiem przyzwoitych problemów z zaufaniem.
Poznałam P. Pojawił się w moim życiu, kiedy balansowałam między potrzebą znalezienia stałego związku, obawą przed nim i pragnieniem zasmakowania jakiejś przygody, odrobiny niebezpieczeństwa i szaleństwa. Nasza znajomość była w pewnym sensie miksem tego wszystkiego. No może poza stałym związkiem, bo od razu wiedziałam, że nie chcę tego mężczyzny w mojej przyszłości. On miał być na chwilę. Gdy go poznałam, nawet nie zdawałam sobie sprawę, jak ważną rolę odegra w moim życiu. Pewnego dnia, gdy stałam w kuchni i gotowałam nam obiad, on zaczął mówić o naszej przyszłości. Z rozbawieniem słuchałam, jak opowiada, że będziemy mieć dzieci i on obiecuje, że jak będę w ciąży i dziecko będzie małe, to on nie będzie wtedy palić i pić. No może pić trochę jednak będzie, ale tylko w ciąży, a potem już nie. On nie wiedział, że w tamtym okresie hasło „dzieci” było dla mnie sygnałem do szybkiej ewakuacji. Ja nie czułam potrzeby, żeby mu to tłumaczyć. Wydawało mi się, że wygląd naszej znajomości dał mu do zrozumienia, że to nic poważnego i tak daleko zabrnąć nie zamierzam. Wtedy zresztą bardziej zainteresowało mnie to, co zaczął mówić o swoim uzależnieniu niż głupoty o dzieciach. To dzięki niemu po raz pierwszy do mojej świadomości dotarło słowo „alkoholizm”. To dzięki niemu zaczęłam czytać artykuły, książki i wyszukiwać wszelkie informacje w tym temacie.
To wszystko szeroko otworzyło mi oczy na problem, którego wcześniej nie potrafiłam nazwać. Słyszałam bowiem historię, w której alkohol był głównym bohaterem, ale jako młoda i niedoświadczona wtedy dziewczyna, nie zdawałam sobie sprawy z powagi sytuacji. Wydawało mi się, że to opowieść o miłości i sprytnym rozwiązaniu problemu ukochanego. To jednak była historia o tym, jak współuzależnienie stało się uzależnieniem własnym. Jak osoba manipulowana, sama stała się manipulantem. Jak oboje do perfekcji opanowali swoje role, nieustannie wciągając w grę bliskich. Takich historii jest mnóstwo. Ciągle obserwuję nowe. Nawet dziewczyna, która napisała do mnie dzisiaj, posiadała oznaki współuzależnienia. Bo to się prawie zawsze zaczyna w taki sam sposób.
Ona poznaje jego. Cudownego chłopca, który ma tajemnicze spojrzenie. Boskie życie burzy tylko jedna mała ryska – on jest uzależniony. To nic jednak. Drobnostka. Jej miłość go uleczy. On dla niej rzuci nałóg. Przecież obiecał. W końcu ona jest cudowna i na to zasługuje. Sam tak powiedział. Jednak kolejne niedotrzymane przez niego obietnice sprawiają, że mała ryska się powiększa. Kłótnie narastają, bo ona wymaga dotrzymania danego słowa. Pamięta o cudownym chłopcu, którego poznała. Wierzy w jego potencjał i w to, że będzie cudownie, jeśli tylko on rozstanie się z nałogiem. Nie mogą przecież wiecznie tworzyć tego trójkąta. Ona powinna być dla niego ważniejsza. Walczy więc o niego dalej, bo go przecież kocha i wie, że gdy będzie lepsza, ładniejsza, mniej problemowa, itp., to on w końcu się zmieni. Przecież na każdym filmie miłość zwyciężała wszystkie trudności i para żyje długo i szczęśliwie. Tutaj też na pewno tak będzie. On tylko przestanie pić, palić czy ćpać i podążą razem w stronę zachodzącego słońca skąpani w wiecznym szczęściu.
Takie historie miewają różne zakończenia, ale prawie nigdy nie ma to nic wspólnego ze szczęściem. Zazwyczaj w tego typu związki wchodzą osoby o niezbyt silnej osobowości, które kończą z poczuciem własnej wartości pełzającym kanałami. Takie związki zabijają dobre zdanie na własny temat i zaufanie do innych ludzi. Czasem udaje się z tego wyrwać i z trudem odbudować wszystko, co zniszczyło uzależnienie bliskiej osoby. Innym razem partner wciąga w nałóg ukochanego. Żadna z sytuacji nie jest więc komfortowa. Stąd moja początkowa porada, żeby takich związków unikać. Naprawienie szkód, które taka relacja wywołuje, to ogromny wysiłek i ogromne koszty – czas, a często i zdrowie. To gra nie warta świeczki.
Jeśli natomiast już ktoś się w takiej relacji znajduje, warto zacząć szukać pomocy. Z tym, że polecam wybranie się do specjalisty – psychologa, najlepiej takiego specjalizującego się w uzależnieniach, współuzależnieniach, DDA, itp. Można też znaleźć odpowiednie fora czy osoby obeznane w temacie w internecie. Zazwyczaj nie ma sensu szukać rady u znajomych czy, co gorsza, pytać przypadkowych osób w sieci. To może bardziej zaszkodzić niż pomóc. Zwłaszcza, jeśli trafimy na osoby równie niedoświadczone. Radzenie sobie w takich związkach, wychodzenie z nich i ogarnianie swojego życia, nie jest takie proste, jak w przypadku zwykłych relacji. Porady, które w innych przypadkach się sprawdzają, w takim nie będą miały żadnego zastosowania. Natomiast kolejne niepowodzenia będą tylko pogłębiać problem. Lepiej zatem poszukać pomocy w odpowiednim do tego miejscu. Tym bardziej, że można to zrobić całkowicie za darmo.
Swoje rady z dzisiejszego tekstu kieruje zarówno do kobiet, jak i do mężczyzn. Stale rośnie liczba kobiet uzależnionych od alkoholu (i nie tylko), także również panowie mają spore szanse trafić w wyjątkowo toksyczny związek. Nie lekceważcie problemów swojego partnera. Nie wierzcie w stwierdzenia „to tylko jedno piwko” czy „nie jestem alkoholikiem, bo piję wino zamiast denaturatu”. Wygląd pana prezesa w tym przypadku wcale nie jest lepszy od gościa spod budki z piwem. Bardziej estetyczny, ale nadal nie zmienia kwestii nałogu. Nie dajcie się też zwieść – to, że ktoś pije codziennie tylko jedną puszeczkę lub upija się tylko w weekendy, nie oznacza, że problemu nie ma. To może być dopiero początek. Jedna puszka zamieni się w kilka, a weekendy będą się dziwnie przeciągać o kolejne dni, a potem tygodnie. Tak samo tłumaczenia, że trawka jest zdrowsza od fajek, włóżcie między bajki. Nie dajcie się też za nic w świecie wciągnąć w poczucie winy. To, co ktoś robi ze swoim życiem, to tylko i wyłącznie jego decyzja. Nikt inny nie jest za to odpowiedzialny. Usprawiedliwianie takiej osoby, że ciężkie dzieciństwo, męcząca praca czy konieczność odreagowania po burzliwym związku, to pomoc w rozwijaniu problemu, a nie jego likwidacji.
Dobrze poznajcie drugą osobę, zanim wejdziecie w związek. Gdy już ugrzęźliście w toksycznej relacji, dobrze zastanówcie się czy „miłość”, jest dla was ważniejsza od waszego życia, zdrowia i szczęścia. Pamiętajcie, że życie macie tylko jedno. Nie można kliknąć „zacznij od nowa”. Dlatego wybierajcie rozsądnie.