Zdradzającym kobietom mówię NIE
Wpis zainspirowany jest rozmową z moim kolegą. Kolejny już tekst obudził w nim emocje i postanowił umilić mi czas przedstawiając swoje poglądy. Wymianę zdań odnośnie aborcji postanowiłam pozostawić dla siebie, ale tą odnośnie kobiet potrzebujących emocji postanowiłam Wam pokazać. Przyznam szczerze, że gdyby nie był moim znajomym, to by dostał bananem. Zwłaszcza gdy w którymś momencie próbował mi mówić co i jak powinnam pisać. Jego wypowiedzi zostały lekko poprawione, bo błędy raziły moje oczy, a on sam nie chciał wyjść na idiotę. Przynajmniej pod tym kątem. Jednak poza „ą”, „ę” czy „ż” nic nie zmieniałam.
A wiesz że nawet na studiach seksuologii uczą o zdradach, że najczęściej tak jest, że jak się kobieta spełni jako matka itp, to szuka wrażeń. Moja była to studiowała i jej wykładowczyni mówiła, że takie zachowanie nie jest dziwne i że nawet lepiej działa na związek, bo kobieta odżywa i dla męża, nawet jest bardziej seksowna i jej się chce.
To ja od razu mówię, że ja bym takiego seksuologa słuchać nie chciała, a jeszcze bym na nią nasłała jakąś kontrolę, żeby jej kompetencje sprawdzili. I aż przerażenie mnie ogarnia, że ludzie z takimi poglądami nauczają innych ludzi. Jeśli chodzi zaś o taką wspaniałą żonkę, która rzuca argumentem, że tak ją „nauczyli” i że lepiej dla związku będzie, jak się puści, wykopałabym za drzwi. Fakt, że kobieta ma być lepszą partnerką i kochanką dla męża po tym, jak mu przyprawiła rogi jest niesmaczny i stawia w złym świetle obie strony tego „cudownego” związku.
No niestety badania potwierdzają to. Najczęściej kobiety rwące facetów w pubach, to kobiety zamężne i żeby było śmieszniej to w okresie płodnym.
Mnie to jakoś nie śmieszy. To jest żałosne. Po cholerę takie biorą śluby, jak nie chcą sypiać z własnym mężem? Trzeba sobie wziąć takiego męża, przy którym będzie chciało się zasypiać, a nie który będzie jedynie bankomatem.
Chodzi o geny, kobieta chce mieć potomstwo z samcem dominującym, żeby geny były dobre, a potrzebuje faceta domowego, żeby wychował. Tak jak pisałaś. samotnik i podróżnik nie wychowa w domu dziecka, ale geny ma dobre jako osoba, która sobie radzi z wieloma rzeczami.
Po pierwsze to bycie palantem, samotnikiem czy podróżnikiem nie gwarantuje posiadania dobrych genów, a bycie kanapowym misiakiem posiadania złych. Ludzie, którzy w to wierzą, są niedoinformowani, albo zwyczajnie głupi. Naturze nie chodzi o „dobre” geny, tylko różnorodne. Muszą się różnić od kobiecych. Kobiety natomiast wyczuwają to węchem, a nie oceniają po zachowaniu czy grubości portfela. Zapalony podróżnik może być chory na nowotwór i po prostu chcieć tak przeżyć swoje ostatnie chwile. Więc powyższe tłumaczenia mojego kolegi to tylko niezdarne tłumaczenie puszczalstwa u kobiet. Tak samo jak próba odnalezienia „genu zdrady” u facetów. Łatwiej jest znaleźć „gen” niż przyznać się, że jest się zwykłą świnią, która nie umiała wybrać sobie odpowiedniej partnerki. Łatwiej też tłumaczyć się szukaniem lepszych genów niż odejść i dać szansę na szczęście sobie i partnerowi.
Mam wrażenie, że człowiek często lubi poczuć się „znowu” młody. Stety niestety.
Nie bardzo rozumiem, co ma poczucie się młodym, do zdradzania życiowego partnera czy robienia głupot. Bo równie dobrze można iść do piaskownicy czy pobawić się kolejką. Nie trzeba od razu się puszczać. Takie argumenty są dla niedojrzałych dzieciaków, które w zasadzie nie muszą „znów” czuć się młodzi, bo nigdy nie dorośli.
Dobrze wiesz, że podświadomość i intuicja zawsze jest przed logiką.
Dobrze wiem, że w obecnym świecie praktycznie nikt nie kieruje się podświadomością i intuicją. Ludzie kierują się tą przetworzoną papką, jaką wciskają nam wszelkie media. Tym, co inni im wmówią, że powinni robić czy myśleć. Jakby ludzie kierowali się podświadomością i intuicją, to by nie było grubasów, samobójców i ludzi z depresją, a psycholodzy i psychiatrzy nie mieli by pracy. Tłumaczenie zdradzania „intuicją i podświadomością” to próba zdjęcia z siebie odpowiedzialności za własne poczynania przez niedojrzałe emocjonalnie jednostki.
Nie zgodzę się, znam wiele małżeństw, gdzie faceci są naprawdę spoko i nie cipy. A jednak po latach związku kobiety lubią poczuć coś nowego.
To albo nie wie wszystkiego i facet jednak jest cipą, albo laska jest puszczalską idiotką. Albo po prostu się nie dobrali i ich osobiste walory w zestawieniu z tym konkretnym drugim człowiekiem po prostu nie działają. To, że dla mojego znajomego „faceci są naprawdę spoko” jeszcze nie oznacza, że ich własna oraz inne kobiety byłyby tego samego zdania. Inaczej ocenia się kolegę a inaczej potencjalnego partnera. To, co nie przeszkadza Ci w kumplu, w mężu może doprowadzać do furii. Nie mówiąc już o tym, że ciężko porównywać ocenę ze „spotkań przy piwku” z oceną kogoś, kto z drugą osobą żyje na co dzień.
Opisujesz swoj związek „doskonały” a reszte uważasz za „pojebane laski” i to mnie tylko dziwi. Każdy kogo znam, uważa, czy to po roku czy po kilkunastu latach związku, że nigdy nie jest doskonale i zawsze są tarcia, kłótnie i rozterki. Mimo że bywa też bardzo miło. A ty opisujesz związki „doskonałe” bez takich rozterek. I to wydaje mi się przez to sztuczne. Tak jak by kobieta i mężczyzna się dogadywali w każdym temacie i rozumieli się bez problemu i mieli takie same potrzeby.
Nic nie poradzę na to, że mój związek, już prawie 3 letni, nadal jest w moim odczuciu doskonały bez tarć i kłótni. W dodatku tak właśnie mamy, że dogadujemy się z Diabłem w każdym temacie, rozumiemy się bez problemu i mamy takie same potrzeby. Nawet dokańczamy po sobie zdania czy myślimy/mówimy/piszemy o tych samych rzeczach używając tych samych słów w tym samym czasie. Jak po kilkunastu latach mi się coś spieprzy, a będę jeszcze prowadzić tego bloga, to pewnie napisze i o tym. W dodatku miałam przed Diabłem innych partnerów i doskonale widzę różnicę między beznadziejnym i doskonałym związkiem. Dlatego też moi byli są byli, a Diabeł jest obecny. Potrafiłam przyznać, że nie wybrałam sobie faceta najlepiej i iść szukać szczęścia dalej, a nie trwać u boku niedopasowanego do mnie faceta i szukać sobie lepszych genów. Nie jestem tchórzem, nie idę na łatwiznę i nie boję się samotności. Lepiej być samemu niż mieszkać z kimś, z kim się nie chce sypiać.
Mam wrażenie że przez taki sposób pisania ludzie raczej odbiją się od twoich tekstów niż przemyślą je i coś im to da. i tylko takie mam przemyślenia co do tego. Bo opisujesz swoje osobiste zdanie, i nie bierzesz poprawki na to jak wygląda świat i to że nie każdy jest taki doskonały jak ty. Stawiasz siebie jako doskonałą z doskonałym związkiem. I od tego sie można odbić, ja osobiście się odbijam. Nie wierze w czarne i białe i w doskonałości bez skaz. To już jest nie ludzkie…
No skoro ze mną gadał, to raczej przemyślał mój tekst i to nie były jego jedyne przemyślenia. Inaczej nie byłoby żadnej reakcji, a już na pewno tak długiej rozmowy. Na tym polega pisanie bloga, że się pisze swoje osobiste zdanie. Nie muszę brać poprawki na świat i to jak inni postrzegają rzeczywistość. W końcu to moje miejsce w sieci do wyrażania moich poglądów, a nie cudzych. Jakbym chciała pisać, co inni mówią i myślą, to bym została dziennikarzem. Strasznie mnie też cieszy, że ja i mój związek są odbierane jako doskonałe. Nawet jeśli zdaniem niektórych ta doskonałość jest wręcz nieludzka. Zazwyczaj człowiek nie wierzy w coś, czego nie doświadczył. Kopernikowi też nie wierzyli, że Ziemia jest okrągła, więc wybaczam tym, którzy nie wierzą w doskonałość bez skaz.
Wychodzisz na takiego co nigdy nie pił alkoholu, ale opisuje jakie on to ma złe skutki itp. Jak by mnie ksiądz uczył o wychowywaniu dzieci. Jak się czegoś nie przeżyło na własnej skórze to, to jest tylko gadanie. Ja wole słuchać o wychowywaniu dzieci od rodziców niż od księdza. I wole słychać o tym jak narkotyki niszczą życie od narkomana niż od policjanta, bo wiem ze ktoś mówi z doświadczenia a nie z podręcznika. A historycy podają tylko informacje a nie opisują jak to jest jak ktoś z bliskich ginie w wojnie i jaka to straszna rzecz. Mówię tylko, że jak czegoś nie doświadczyłaś to nie oceniaj innych ad hoc. Niestety każdy musi przeżyć swoje i uważam żadne rady nie pomogą jak się samemu na swojej skórze nie doświadczy.
Ja to bym w ogóle nie chciała, żeby mnie ksiądz czegokolwiek uczył, ale lepiej tutaj tego teraz nie roztrząsać. Zostawię temat mojej wiary na inny wpis. Jeśli chodzi o resztę to uważam, że część rzeczy rzeczywiście musimy sami przeżyć, ale o części dowiedzieć się z teorii. Dlatego siedzimy w szkołach i czytamy podręczniki do historii, a nie lecimy gdzieś, żeby powalczyć w jakiejś wojnie. Dlatego inni mówią nam, że papierosy, alkohol, narkotyki i broń mogą zabijać. Nie widzę potrzeby ćpania czy strzelania sobie w łeb, żeby samemu się przekonać o prawdziwości tych teorii. Nie muszę być alkoholikiem, żeby mówić o szkodliwości picia, bo wystarczy, że znam takie osoby i widziałam, co alkohol zrobił z ich życia. Gdyby każdy musiał wszystko przeżyć na własnej skórze, to byłaby strasznie krótka średnia długość życia ludzi (ku uciesze ZUSu). Większość byłaby narkomanami i alkoholikami, a reszta byłaby prawdopodobnie martwa. W dodatku pan policjant, historyk i większość ludzi, którzy w jakiś sposób przekazują nam wiedzę, w jakiś sposób ją zdobyli. Zapewne dowiedzieli się od osób, które im o swoich przeżyciach opowiedzieli, albo mają na swoje teorie jakieś przeprowadzone badania. Nie mówię, że trzeba wierzyć w każdą rzecz, jaką mówią nam inni. Inteligentni ludzie potrafią odróżnić prawdę od bzdury, poszukać innych przykładów potwierdzających jakąś teorię. Natomiast zdecydowanie nie uważam za inteligentne sprawdzania każdej teorii na własnej skórze. W kwestii oceniania innych – cóż, mój kolega, według własnej teorii, też nie powinien oceniać mojego związku, bo widać nie przeżył doskonałości relacji z drugą osobą. Każdy oceniał, ocenia i będzie oceniał innych ludzi i sytuacje.
Dziwi mnie też trochę fakt, że facet próbował w jakiś sposób szukać usprawiedliwienia dla zdradzających kobiet. Przecież sam kiedyś może być z taką w związku. Czy wtedy też ochoczo przytaknie jej potrzebie szukania samca alfa i dobrych genów? Ucieszy się, że jego związek rozkwita, bo mu żona rogi przyprawia? Albo będzie wychowywał cudze dziecko, nieświadomy i pełen wiary, że to jego własne. Ciekawi mnie jego podejście i akceptacja takiego stanu rzeczy, bo we mnie nie ma tolerancji dla zdrady.
A co do mojego związku z Diabłem. Nigdy nie powiedziałam ani nie napisałam, że jest bez skaz, bo nie jest. To właśnie dzięki nim jest dla mnie doskonały. Tak samo jak Diabeł. Ma swoje „wady”, tak samo jak ja. Jednak oboje akceptujemy siebie takimi, jakimi jesteśmy i się kochamy. Z czystym sumieniem mogłabym powiedzieć, że Diabeł i mój związek nie ma wad, bo ich po prostu nie zauważam, nic mi nie przeszkadza. Nie kłócimy się i nie trzemy, bo potrafimy o wszystkim, nawet o trudnych sprawach, ze sobą szczerze porozmawiać.