Związkowe nierówności

Był taki okres w moim życiu, że czytałam wszystkie możliwe poradniki dotyczące spraw damsko-męskich – „Dlaczego mężczyźni kochają/poślubiają zołzy”, „Nie zależy mu na Tobie”, „Mężczyźni są z Marsa, a kobiety z Wenus” i wiele innych. Jak tysiące kobiet szukałam skutecznego sposobu, żeby Go zdobyć i potem utrzymać. Nie powiem, żeby ta wyczytana wiedza we mnie nie została. Być może nieświadomie nawet ją stosuję. Tym bardziej, że porady zawarte w tych książkach naprawdę działają. Jednak nigdy nie potrafiłam panować nad sobą odpowiednio długo, zaczynało mi zależeć i wtedy mogłam jedynie powtórzyć za Elizabeth Gilbert („Jedz, módl się, kochaj”):

„W moich stosunkach z mężczyznami występują kwestie granic. Może to jednak nie tak. Żeby mieć problem granic, trzeba najpierw mieć granice, prawda? Ja natomiast zatracam się całkowicie w osobie, którą kocham. Jestem jak błona przepuszczalna. Jeśli cię kocham, możesz mieć wszystko. Mój czas, moje oddanie, mój tyłek, pieniądze, rodzinę, psa, pieniądze mojego psa, czas psa… wszystko. Jeśli cię kocham, przecierpię za ciebie każdy twój ból, przejmę na siebie wszystkie twoje długi (w każdym znaczeniu tego słowa), ochronię cię przed twoją własną niepewnością, przeniosę na ciebie wszelkie dobre cechy, których tak naprawdę nigdy w sobie nie wykształciłeś, i kupię gwiazdkowe prezenty dla całej twojej rodziny. Dam ci słońce i deszcz, a jeśli akurat okaże się to niemożliwe, zagwarantuję ci je na przyszłość. Dam ci to i wiele więcej, aż będę tak osłabiona i wyczerpana, że odzyskam energię, tylko jeśli zadurzę się w kimś innym. Nie przedstawiam tych faktów z dumą, ale tak to właśnie z mojej strony zawsze wyglądało.”

Doskonale pamiętam jaka zmęczona i sfrustrowana byłam, gdy kończyłam poprzednie związki. Przepełniona poczuciem krzywdy, bo tyle w nie wniosłam i nie dostałam nic w zamian. Takie to wszystko było wtedy niesprawiedliwe. Zawsze potem musiałam swoje „odchorować”. Nikt mnie nie kochał i ja nikogo kochać nie potrafiłam, bo jakże miłość może być taka nierówna i się skończyć, kiedy powinna trwać wiecznie? Na szczęście od tamtego czasu nieco zmądrzałam.

Do przypomnienia o tym wszystkim zmusił mnie pewien artykuł, w którym psycholożka napisała, że jeżeli jeden z partnerów (zazwyczaj kobieta) wchodzi w związku w role psa, czyli wielbi swojego „pana” jakby był bogiem, bo jest dla niej dobry i dba o nią, to ten drugi automatycznie wchodzi w role kota, czyli myśli, że sam jest bogiem, skoro jego „właściciel” tak o niego dba.

Taka sytuacja często przez wiele lat wydaje się idealna dla obu stron, bo kobieta stara się, żeby mężczyzna był zadowolony, a któż nie lubiłby być rozpieszczany? Ugotuje, posprząta, wypierze i będzie się gotowa na każde zawołanie, to czemu jakiś facet miałby narzekać? Że za mało robi i za dużo dostaje? A komu mogłoby to przeszkadzać? Za to kobieta z czasem zaczyna dostrzegać, że jednak bierze na swoje barki zbyt wiele i pojawiają się pretensje. Tylko dlaczego do faceta, skoro ona sama ustaliła podział obowiązków? Zwolniła go z robienia czegokolwiek, to co się dziwi? Kiedy czytała te wszystkie artykuły w kobiecych pismach – „10 sposób by Ci się nie oparł”, „50 sztuczek by go rozkochać”, „Jak umalować usta, by im się nie oparł” – to czy było tam dopisane drobnym drukiem „zrób to wszystko, a potem miej pretensje, że on nic nie robi”? Miał się zakochać, a nie odwzajemniać jej starania! Nikt jej nie kazał, żeby mu nadskakiwała. Jak można marudzić, że się robi coś z własnej woli?

To jest odwieczny problem większości kobiet, a pewnie i większości ludzi. Oczekujemy od innych, że będą się zachowywali wobec nas, jak my wobec nich. Tylko na jakiej podstawie? Każdy człowiek jest inny i inaczej zachowuje się w tej samej sytuacji. Poza tym my (a ja to już na pewno) nie lubimy jak nam się narzuca, co mamy robić. Dlaczego więc uważamy, że w porządku jest narzucanie innym?

Marlo Thomas stwierdziła, że równość nie polega na tym, żebyś była traktowana tak samo jak mężczyzna, lecz żebyś traktowała siebie tak samo, jak traktujesz mężczyzn i ona ma rację. Więc przestańcie robić z siebie żałosne ofiary własnych decyzji i zacznijcie uszczęśliwiać siebie, bo szczęśliwy mężczyzna jest wtedy, kiedy ma szczęśliwą kobietę.