Kobiety potrzebują emocji

Ostatnio pisałam, że kobietom odbija, gdy mają za dobrze. Dziś chciałabym zwrócić uwagę na fakt, że kobiety bardzo lubią emocje i różnego rodzaju dramaty. One tego chyba wręcz potrzebują. Czasami nawet kosztem własnego szczęścia, co już jest dziwne. Wydaje mi się, że jako kobiety po prostu zostałyśmy tak wychowane, żeby ślepo wierzyć w bajki. Zupełnie jak katolicy. Tylko my od dziecka słyszymy historie o księżniczkach, które czekają na księcia. O całowaniu żaby, która zmienia się pod wpływem pocałunku prawdziwej miłości. O tym, że książę zrobi wszystko, by zdobyć serce swojej królewny. Gdy dorastamy nic się nie zmienia. Filmy, seriale – wszystkie są pełne łzawych, romantycznych opowieści o złym chłopcu, który się zmienia w ideał pod wpływem ukochanej. Oczywiście dostosowane do otaczającego świata, ale wszystko takie przesycone emocjami, cudne, piękne i szalone. Kochają się, rozstają, kłócą, godzą, chcą i nie chcą być razem. On wybacza jej fochy i głupie zachowania, ona mu brak emocji, szacunku i różne świństwa (np. te, które robił Big z Seksu w Wielkim Mieście). Walczą sami ze sobą niby odrzucając miłość, która potem okazuje się silniejsza. Wystawiają swoje uczucia na ciągłe próby. Oczywiście i tak zawsze fantastycznie się kończy, bo obowiązkowo wszyscy żyją długo i szczęśliwie (Chociaż tu wielki ukłon przed filmem Serce nie sługa). Miłość, która wszystko rozwiąże, pozwoli pokonać wszelkie przeszkody i zapewni wieczne szczęście. Oczywiście tylko wtedy, gdy jest prawdziwa.

Kobiety się naoglądają takich rzeczy i potem chcą mieć to samo w życiu. Tak jak niektórzy faceci oglądający porno chcą półmetrowego penisa, godzinnych stosunków i babkę z silikonowymi cyckami, która spełni ich marzenia na pstryknięcie palcami. Nie bardzo rozumiem dlaczego, kiedy tacy ludzie oglądają film akcji, nie mają problemu z odróżnieniem go od rzeczywistości, a gdy chodzi o uczucia i seks myślą, że to wszystko nakręcone jest na faktach. No ludzie litości!

Potem biorą sobie baby głupie pierwszego lepszego faceta, nie ważne czy pijak czy się puszcza na prawo i lewo. W końcu ze złym chłopcem są zawsze intesywniejsze przeżycia, skrajne emocje, ta cała podniecająca niepewność i znacznie większe wyzwanie. To taka ich bajkowa żaba jest, którą wzięły i myślą, że jak zakocha się on, albo ona będzie kochać wystarczająco mocno jego, to on się zmieni w chodzący ideał. No i przecież ona widzi w nim ten cały potencjał, który trzeba tylko rozbudzić i na pewno jej miłość tego dokona! Jak on ją olewa i mówi, że nie chce się wiązać, ale bzyka ją regularnie, to ona wierzy, że to już tylko kwestia czasu, gdy padnie na kolana z pierścionkiem. Widziała przecież na filmie! On po prostu nie chce się przyznać, skrywa swoją miłość do niej, ale jest im razem tak cudownie. No i ona go przecież kocha! Albo poza nią spotyka się z innymi kobietami, ale wedle jego zapewnień tamte to tylko koleżanki są. Ona jest ważniejsza, nawet gdy odwołał spotkanie, bo „przyjaciółka” potrzebowała pomocy. W końcu ona go tak kocha! Któryś w takich opowieściach zawsze ma żonę, ale zapewnia, że odejdzie jak tylko… No i tu padają różne argumenty – spłaci kredyt, dzieci podrosną, dziecko się urodzi, żona wyzdrowieje itp. A ona wierzy, bo przecież taki czuły, dobry i kochany, to by jej przecież nie skrzywdził. To nic, że co noc wraca do żony. Ich miłość jest silniejsza od takich drobnostek. W dodatku ona ma te swoje cholernie szczere przyjaciółeczki, które mówią tylko to, co ona chciałaby usłyszeć. Żadna nie podejdzie, nie strzeli jej w ten pusty łeb i nie powie: „Koleś robi cię w wała, a Ty się jeszcze głupio cieszysz. Ogarnij się wreszcie!” Zamiast tego przytakują kolejnym tłumaczeniom jego lekceważącego, poniżającego traktowania i zapewniają, że przecież musi kochać, czym tylko podtrzymują bezsensowne nadzieje.

Gdy wszystko w końcu rozleci się jak domek z kart, a rozlecieć się musi, to wtedy następuje okres „nienawidzę wszystkich mężczyzn” i ciągłego zadręczania się dziwnymi myślami. Pewnie nie byłam wystarczająco dobra dla niego. W czym ona była lepsza ode mnie? Jak on mógł mnie tak potraktować, przecież ja go tak kochałam! Jak on mógł odrzucić moją miłość? Czy to wszystko dla niego nic nie znaczyło? To skutecznie obniża poczucie własnej wartości i skutkuje ponownym wpadnięciem wprost w ramiona innego „złego chłopca” z nadzieją, że tym razem będzie inaczej. Przyjaciółki chętnie przytakną, bo to przecież palant był i w ogóle to nigdy do siebie nie pasowaliście. Z tamtym to się napić nawet nie można było. Ten to co innego! To nie Twoja wina, że nie chciał brać ślubu, to on był emocjonalnie niedojrzały.

Ja nie widzę nic złego w zamiłowaniu do przeżywania silnych emocji, jeśli są pozytywne. Ani do robienia sobie nadziei, jeśli sytuacja nie jest skrajnie patologiczna. Nie odbieram kobietom prawa do wikłania się w takie sytuacje, bo czasem cuda się zdarzają i faceci rzucają żony dla kochanek. Są to jednak wyjątki, a nie reguły, ale w końcu każdy ma prawo do uczenia się na własnych błędach. Do posiadania durnych przyjaciółek też. Tak samo ma prawo do szukania szczęścia za wszelką cenę. Bardziej smuci mnie, gdy kobiety potrafią mieć dobrego faceta, bezpieczny i stabilny związek i rozpieprzają go dla chwili namiętności z jakimś palantem, bo dochodzą do wniosku, że im też się należy taka miłość, jak bohaterkom ulubionych romansideł. Wtedy nie pytają się „Czy jego miłość dla mnie nic nie znaczy?”, bo zapewne wychodzą z założenia, że skoro nie pokonał smoka, albo nie opuszcza klapy od kibla, to jej nie kocha. Dlatego często nie widzą żadnej winy w sobie, bo to przecież z niego była taka cipa – nie prawił komplementów, nie zabierał na randki, nie przyprawiał już o zawrót głowy. W końcu wspólne wyjście do kina to nie randka, prawda? Bo „wychodzimy razem”, a nie „on mnie zaprosił do kina”. W końcu to, że haruje jak wół, żeby zapewnić godne warunki dla niej i dzieci, też nie ma znaczenia. Brakuje emocji z początku związku, więc to nie jest miłość, prawda?

Tylko jeśli nie wychodzicie razem, nie robi Ci prezentów, ani choćby nie kupuje czegoś, bo Ty to lubisz… to jesteś tak samo winna sytuacji jak on. Sama sobie takiego faceta wybrałaś i przekształciłaś w to, co teraz zalega obok Ciebie na łóżku. Jak się bierze świnie, to trzeba pogodzić się z tym, że w końcu zamieszka się z nią w chlewie. Jak się bierze leniwca, to nie ma co liczyć na szalone wypady w świat. Facet to nie figurka z plasteliny, którą możemy sobie uformować. Bierzemy i kochamy mężczyzn takich, jacy są, bo same chcemy być tak traktowane i dlatego, że ludzie się nie zmieniają. Jeśli bierzecie byle jakiego faceta i liczycie, że miłość go zmieni, to jesteście zwyczajnie głupie. Sorry, taka prawda. Tak jak nie ma sensu brać czerwonego sportowego samochodu, gdy planujemy mieć gromadkę dzieci. Tak nie ma sensu brać np. wolnego ducha, który ciągle podróżuje, gdy naszym marzeniem jest domek z ogródkiem. No i tak samo wy nie chciałybyście być z kimś, kto by was ciągle krytykował i próbował zmienić. Każdy potrzebuje akceptacji i bezwarunkowej miłości.

Natomiast jeśli na początku był chodzącym ideałem, a potem zmienił się w bezużyteczną kupę mięsa, to znaczy, że za szybko przypieczętowałyście umowę i nie doczytałyście drobnego druku. Po okresie „promocyjnym” warunki zawsze ulegają zmianie. Nie warto podpisywać niczego, jeśli cały pakiet się nie spodoba. Oferta „wszystko 0 zł” zawsze jest podejrzana. Wiadomo, że jeśli ktoś chce się dobrze sprzedać, musi się dobrze zareklamować, a nie robimy tego wystawiając na światło dzienne wszystkich swoich wad. Wady wychodzą z czasem, podczas wspólnego mieszkania. Czasem są po prostu elementem codzienności. Nikt nie jest w stanie udawać przez całe życie kogoś, kim nie jest.

Emocje są dobre, fajne i polecam się nimi kierować, ale przede wszystkim trzeba słuchać intuicji i głosu rozsądku, bo o spieprzenie sobie życia wcale nie jest trudno, a winę za to ponosimy my sami. Każda bajka kończy się w podobnym momencie i nie pokazuje codzienności. Ją musimy stworzyć sami. Nie jest sztuką ciągle zaczynać od nowa z kimś nowym. Sztuką jest podsycać ogień w jednym stałym związku przez długie lata.