Płatny seks w Indonezji oczami polskiego Seksturysty

Kiedy dostałam pierwszego maila z propozycją skomentowania książki Adama Amblera „Seksturysta” i przeczytałam jej opis, byłam podekscytowana czekającą mnie lekturą. Książka o seksie i do tego ponoć lepsza od Greya. To na pewno coś dla mnie!

Kiedy jednak zaczęłam ją czytać, poczułam się (delikatnie mówiąc) odrobinę rozczarowana. Nie tego spodziewałam się po Seksturyście. Miałam czytać emocjonującą i podniecającą opowieść o egzotycznym seksie, a dostałam przewodnik seksturystyczny dla facetów lubujących się w płaceniu za przyjemności, zawierający kilka opisów erotycznych igraszek z indonezyjskimi prostytutkami. To zdecydowanie nie moja bajka. Właściwie to moim zdaniem w ogóle nie jest książka dla kobiet.

Chociaż obecnie panuje moda na literaturę erotyczną, którą płeć piękna pochłania z wypiekami na twarzy, książka Adama Amblera dla mnie nie do końca wpisuje się w ten schemat. Kobieta czytająca tego typu treści mimo wszystko potrzebuje w jakimś stopniu utożsamić się z którymś z bohaterów czytanej historii, poczuć emocje wyłaniające się z książki oraz wyobrazić sobie, jak sama przeżywa przedstawione w niej sytuacje. W ostateczności chociaż wczuć się w postać bohatera i zrozumieć kierujące nim motywy. Dla mnie w Seksturyście takich możliwości brakuje. Nie potrafiłam postawić się w roli Adama – handlowca, który podczas swoich służbowych podróży postanawia zaliczyć jak największą ilość kobiet, głównie z „biznesu” (tak ładnie autor nazywa prostytutki). Nie da się również wejść w skórę którejś z opłacanych przez niego dziewczyn. No i zupełnie nie byłam również w stanie zrozumieć czy też zaakceptować tłumaczeń autora, że płacenie za tego typu usługi to słuszna pomoc tamtejszym społecznościom, bo te dziewczyny pracują głównie z konieczności finansowego wsparcia reszty rodziny. Mamusia z tatusiem nie umieli pohamować swoich popędów i narobili gromadę dzieciaków, a córeczka z dobrym serduszkiem musi się puszczać za kasę, żeby wspomóc nieogarniętych dzieciorobów. Dla mnie to nie brzmi jako dobry argument do szanowania tych kobiet, ich rodzin i finansowego wspierania biznesu. Tak samo przecież nie szanuję i nie wspieram śmierdzącego żula na Centralnym. Dlatego też czułam wewnętrzny sprzeciw, gdy autor próbował te dziewczyny tłumaczyć, a nawet jakby zachęcać czytelników do pójścia jego śladem.

Dodatkowo pewnym minusem dla mnie jest fakt, że sceny erotyczne bardziej bawią niż podniecają. Użycie w książce słów „zaganiacz”, „pistolet”, „wąż” czy też „odkrywca” nieco psuje nastrój. Sprawia też wrażenie niespójności, gdy zaraz obok czytamy o „kutasie”. Z jednej strony autor zahacza o wulgarność, a z drugiej jakby próbował ją złagodzić budzącymi właściwe skojarzenia słowami. Przymykam tu jednak trochę oko, bo doskonale zdaję sobie sprawę, że w naszym kraju ciężko jest pisać o seksie, a nazywanie intymnych części ciała może być kłopotliwe nawet mimo posiadania barwnego słownictwa jakim dysponuje język polski. Nie jest łatwo zachować spójność, gdy mamy wybór między medycznymi, wulgarnymi lub infantylnymi określeniami. Jestem skłonna nawet pochwalić autora za wybrnięcie z sytuacji w całkiem przystępny dla czytelnika sposób.

Oczywiście to, że w swoim odczuciu nie jestem grupą docelową, nie zmienia faktu, że trudno odmówić Amblerowi dobrze wykonanej pracy. Książka zawiera wiele ciekawych opisów odwiedzonych przez niego indonezyjskich miast, tamtejszej kultury, stylu życia mieszkających i pracujących tam ludzi oraz interesujących faktów z historii (np. II Wojny Światowej). W zasadzie, gdyby pominąć erotyczną część książki, można by ją uznać za wartościowy i ciekawie napisany przewodnik po tamtejszej okolicy. Kiedy jednak dodamy wszystkie seksualne aspekty, wyjdzie nam książka doskonała dla panów planujących swoje seksturystyczne podboje w tamtych rejonach. Znajdziemy w niej bowiem ogrom informacji o klubach, stawkach i zwyczajach panujących w indonezyjskim seksbiznesie, które mogą pomóc nowicjuszom uniknąć potencjalnych pułapek. Jest to również pozycja doskonała dla osób, które chcą dowiedzieć się czegoś o samym zjawisku seksturystyki, bo autor dość szczegółowo omawia ten temat.

Poza tym jest jeszcze jeden argument, który przemawia za poleceniem książki męskiej części moich czytelników. Mianowicie autor nieustannie zaznacza w niej, jak ważna jest dbałości o zadowolenie i spełnienie partnerki, nawet tej, która „ma obowiązek” zaspokojenia klienta. Nasz bohater dba o swoje kochanki nawet w sytuacji, gdy ma ich w łóżku kilka. To coś, czego wielu mężczyzn powinno się nauczyć, gdyż często przegrywają w starciu z zaledwie jedną dziewczyną. Jest to wiedza, która powinna być przekazywana masowo. Seks w książce skupia się nie na samym akcie i zaspokojeniu mężczyzny, ale właśnie głównie na sprawieniu przyjemności kobiecie. Autor wyraźnie i obrazowo opisuje, w jaki sposób pieścić i kochać się z partnerką. To dość niespotykane podejście, zwłaszcza w zestawieniu z tym, czym w oczach wielu jest prostytucja. To w ogóle rzadkie podejście również w codziennym życiu, bo choć coraz rzadziej, to seks nadal jest uważany za coś przede wszystkim zarezerwowanego jako przyjemność i prezent dla faceta. Podczas lektury Seksturysty możemy się przekonać, że to nie musi wyglądać w ten sposób.

Książka Adama Amblera ma swoje plusy oraz minusy. Nie jest pozycją dla każdego, zarówno przez mocno erotyczne opisy, jak i samą tematykę płatnego seksu. Może jednak zaciekawić lubujące się w takiej tematyce lub planujące pójść w ślady autora osoby. Równie dobrze może być również doskonałą lekturą dla osób chcących poszerzać swoje horyzonty, poznawać nowe kraje i kultury od niedostępnej i raczej niezbyt chętnie opisywanej strony. W dodatku zachęcam do podrzucenia tej pozycji swoim partnerom wszystkie panie, które nie są zadowolone z łóżkowych doznań. Może ich kochankowie po lekturze zechcą wypróbować nowe sztuczki.