Orgazm to podstawa

Nocne czytanie blogów powoli wchodzi mi w krew. W ciągu dnia jakoś nie bardzo mam na to czas, a gdy wszyscy już śpią i nie przeszkadzają, czytanie staje się przyjemnością. Chociaż oczywiście nie zawsze, bo to jeszcze zależy od tego, na co trafię. Ostatnio na pewnym blogu znalazłam info, że kobiety nie potrzebują orgazmu, żeby cieszyć się seksem. Pod pewnymi względami jest to oczywiście prawda. Jednak złe sformułowanie tego zdania, może mieć dla kobiet fatalne skutki. Nie chcę obrażać mężczyzn, ale w większości są prości i nie szukają w komunikatach drugiego dna. Kiedy więc facet znajdzie info, że orgazm nie jest potrzebny, uzna to za pewnik i możemy pożegnać się ze szczytowaniem przy partnerze. W końcu tamten tekst pisała kobieta, więc na pewno wie, o czym mówi. Otóż nie.

Orgazm jest potrzebny

Ma on bardzo wiele zalet. W jednej z posiadanych przeze mnie książek wyczytałam, że przyczynia się do wzmocnienia naczyń krwionośnych w obrębie serca, rozjaśnia cerę, poprawia stan skóry i zmniejsza dolegliwości menstruacyjne. To ostatnie na pewno zaobserwowałam na sobie. Oczywiście wiem, że to ma niewielkie znaczenie i raczej nie myślimy o takich korzyściach przed, a już na pewno w trakcie seksu. Większą uwagę zwraca się raczej na to, że orgazm uspokaja, odpręża i rozładowuje napięcie. Poza tym zakończony szczytowaniem stosunek zachęca do kolejnych razów. Normalna sprawa. W końcu najchętniej chodzisz do restauracji, z której możesz wyjść najedzony czymś dobrym, a nie tam, gdzie porcja jedynie bardziej rozbudzi Twój apetyt.

Gdy ona nie doszła

Oczywiście facet nie musi szukać warsztatów czy terapeutów, kiedy jego kobieta w łóżku nie będzie szczytować raz na jakiś czas. Nie musi z tego powodu wpadać w kompleksy czy skakać z mostu. Najprawdopodobniej przez to nie nastąpi koniec świata ani rozpad ich związku. Natura jakoś nas tak dziwnie skonstruowała, że potrafimy odczuwać przyjemność z tego, że to mężczyzna doszedł. Zrzuciłabym winę na empatię, ale głowy za to nie dam. Pewność mam natomiast w tej kwestii, że musi być więcej seksu zakończonego orgazmem kobiecym, jeśli partnerka ma być z niego zadowolona. Owszem są różne rodzaje stymulacji i można osiągać niesamowite doznania, doprowadzić kobietę do obłędu jednocześnie nie szczytując. Orgazm to nie jest obowiązkowy punkt w programie łóżkowych zadań. Nie zawsze bowiem jest on celem pójścia do łóżka. Czasem kochamy się z partnerem, żeby np. poczuć jego bliskość.

Patrz na reakcje partnerki i decyduj

Nie da się odgadnąć wcześniej czy kobieta chce lub potrzebuje orgazmu danego dnia. Może jej się to zawsze zmienić w trakcie. Idealnie byłoby, gdybyście mieli taką relację, w której ona potrafi się upomnieć o swoje, gdy ma na to ochotę. Wtedy facet nie musi się domyślać, a kobieta nie traci orgazmu, gdy go potrzebuje. Niestety takie cuda rzadko się zdarzają. Zazwyczaj on usatysfakcjonowany opada ze zmęczenia na łóżko, a ona z widocznym fochem na twarzy wychodzi do łazienki/domu lub po prostu odwraca się do niego plecami. Tak, to właśnie ten dzień, gdy orgazm był jej potrzebny. Proponuję odpocząć, wziąć prysznic i doprowadzić ją w sposób, który lubi najbardziej. Facetowi to przecież krzywdy nie zrobi, a prędzej pomoże. Jeśli jednak mimo różnych zabiegów, na upragnione szczyty ukochana się nie wznosi, odpuść trochę. Zrobić przerwę, zmienić technikę, włączyć muzykę, rozbudzić ją pocałunkami. W ostateczności zapytać w czym jest problem. Jak się wygada, zawsze możecie spróbować jeszcze raz.

Szczerość i rozmowa

Sytuacją idealną byłoby, gdybyście potrafili w związku o takich rzeczach jak seks rozmawiać. Każda kobieta wie, czego potrzebuje. Ma swoje pragnienia i fantazje. Musi być tylko najpierw szczera ze sobą, a następnie z partnerem. Wszystko jest dla ludzi. Jeśli ona ma ochotę kochać się powoli, przytulając i całując, powinna poinformować o tym partnera. Jeśli jednak akurat potrzebuje ostrego rżnięcia, to też nie jest wstyd, a partner prędzej się ucieszy niż obrzuci wyzwiskami (mam nadzieję). Gdyby odmówił wzięcia jej tu i teraz, byłby idiotą, na którego nie warto tracić czasu. No chyba, że powiedziałaby mu to na mrożonkach w Tesco, ale wiadomo… wyjątki się zdarzają.

Zawsze lepiej jest dojść niż nie dojść. Wyobraźcie sobie sytuację, że to Wam panowie szczytowanie sprawia problem i mówicie partnerce, że „dzisiaj nic z tego kochanie”. Chcielibyście, żeby ona rzeczywiście się poddała czy jednak wolelibyście orgazm?