Wolałabym, żeby matka mnie wyskrobała

Dziś mamy #czarnyprotest, czyli kolejną akcję związaną z tematem aborcji. Do sejmu trafiły dwie ustawy – jedna całkowicie zakazuje aborcji, a druga zezwala na nią do 12 tygodnia ciąży. Czarny protest dotyczy sprzeciwu wobec tej pierwszej. Kobiety chcą mieć prawo do decydowania w tej kwestii według własnego sumienia. Na temat aborcji wypowiadałam się już kilka razy i możecie o tym przeczytać tu >>klik<<. Nie mniej postanowiłam zabrać głos po raz kolejny.

Gdybym została poczęta w wyniku gwałtu i miała swoim istnieniem przypominać mamie jej tragedię, wolałabym nigdy się nie urodzić.

Gdybym została poczęta w wyniku gwałtu i miała kiedyś dowiedzieć się, co ojciec (z biologicznego punktu widzenia) zrobił mamie, wolałabym nie przyjść na świat niż potem zmagać się z tą wiedzą.

Gdybym miała kiedyś dowiedzieć się, że mamusia oddała mnie, bo została zgwałcona i nie mogła mnie przez to pokochać, wolałabym, żeby mnie wyskrobała.

Gdyby moje narodziny zagrażały życiu mojej mamy lub jednoznacznie oznaczały jej śmierć, nie chciałabym istnieć w ogóle niż żyć bez niej ze świadomością, że jej śmierć to moja wina.

Gdybym miała urodzić się z ciężką i nieuleczalną chorobą, wolałabym nie przychodzić na świat, który wiązałby się dla mnie z pasmem niewyobrażalnego bólu i udręki.

Gdybym miała po narodzinach zostać oddana do domu dziecka czy rodziny zastępczej, a potem żyć ze świadomością, że moi rodzice nie chcieli mnie, wolałabym jako zlepek komórek razem z krwią spłynąć w kiblu.

Gdyby przyszło mi żyć z matką, która nie kochałaby mnie i obarczała winą za zmarnowanie życia, wolałabym, żeby mnie wyskrobała, gdy był na to czas.

Gdybym była nienarodzonym dzieckiem, chciałabym, żeby moja mama miała wybór i wydała mnie na świat pragnąc mojej obecności. Chciałabym urodzić się w domu pełnym miłości, gdzie rodzice nie mogliby się mnie doczekać i pragnęli kochać. Wolałabym żyć wśród ludzi, dla których moje potrzeby byłyby ważne, którzy dbaliby i troszczyli się o mnie.

Nie chciałabym natomiast urodzić się w rodzinie, która będzie wybierać między wódką a pieluchami dla mnie. W której będą kłótnie o to, kto ma wytrzeć moją brudną pupę i w końcu nie wytrze jej nikt. Nie chciałabym znaleźć się na pierwszej stronie gazety z nagłówkiem „Konkubent bił dziecko, bo nie chciało przestać płakać”. W końcu głód, mokra pielucha, kolki czy rosnące zęby nie byłyby moją winą. Gdybym będąc płodem mogła wybierać, nie chciałabym żyć w brzuchu kobiety, która piłaby alkohol i paliła papierosy niszcząc moje zdrowie. Nie chciałabym też być dzieckiem „kobiety”, która sama jeszcze byłaby dzieckiem. Nie chciałabym być dzieckiem niechcianym, niekochanym, porzuconym, oddanym obcym ludziom.

Jako nienarodzone dziecko nie byłabym winna głupocie rodziców, którzy nie wiedzieli, jak się zabezpieczać. Jednakże nie chciałabym musieć ponosić z tego tytułu konsekwencji – żyć w patologicznej rodzinie, mieszkać w domu dziecka czy doświadczyć braku miłości od tych, którzy powinni kochać bezwarunkowo. Nie chciałabym też zmagać się z konsekwencjami wiedzy, że mój „ojciec” był psychem gwałcącym kobiety. Nie byłyby mi potrzebne tysiące wydane na terapię, żeby rozwiązać problemy z dzieciństwa, gdyby moi rodzice mieli jakiś wybór.

Ludziom tak łatwo podejmować decyzje za innych. Nakazywać lub zakazywać. Wybierać, co będzie dobre dla kogoś innego. Wtrącać się w cudze życie ze swoją „jedyną słuszną racją”. Odbierać prawo do wyboru w imię bycia lepszym człowiekiem. Tylko czy na pewno lepszym?

Przeciwnicy aborcji, Waszym zdaniem w porządku jest zmuszanie kobiety do noszenia w sobie przez 9 miesięcy dziecka z gwałtu? Przecież to nie jest tak, że ona zamknie oczy i po ich otwarciu będzie miała bobaska gotowego do adopcji. Będzie musiała miesiącami znosić wszelkie trudy ciąży, a potem doświadczyć porodu, bo ktoś lepiej wie, co jest dla niej dobre? No i co z takim dzieckiem? Potraficie wyobrazić sobie, jak wyglądałoby życie młodego człowieka, który dowiaduje się, że mamusia go nie chciała, bo tatuś ją zgwałcił? Chcielibyście tego dla siebie? Dla swojej córki? Dla swojego wnuczka? Serio?!?

Jesteście pewni, że kobiecie lepiej będzie z wiedzą, że dzięki decyzji obcych musi urodzić dziecko, które umrze zaraz po porodzie lub będzie cierpieć całe swoje życie? Jesteście absolutnie przekonani, że dla każdej kobiety lepszym rozwiązaniem będzie nosić pod sercem dziecko, którego nie dane jej będzie zobaczyć, bo umrze wydając je na świat? Chcielibyście takiego losu dla swojej żony, córki, wnuczki czy siostry? Jesteście całkowicie pozbawieni empatii?

Wy, którzy przeciwni jesteście aborcji, pokażcie mi dokumenty stwierdzające, że czekacie na adopcje dziecka, do którego urodzenia chcecie zmusić kobiety. Pokażcie papiery, w których napisane jest, że w pierwszej kolejności chcecie ślicznego bobaska oddanego przez zgwałconą matkę lub takiego z ciężką nieuleczalną chorobą. Ok, niech już nawet będzie papier, że przyjmiecie pod swój dach jakiekolwiek niechciane dziecko. W końcu skoro tak bronicie życia nienarodzonych, pokażcie, że potraficie trwać w swojej decyzji i zapewnić godne warunki również tym, którzy w wyniku waszej decyzji przyjdą na świat. Pójdę Wam nawet na rękę – nie macie papierów w sprawie adopcji, to pokażcie przynajmniej potwierdzenia przelewów środków na domy dziecka.

Czyżby łatwo było Wam decydować o nienarodzonych, bo za ich późniejsze życie nie ponosicie żadnej odpowiedzialności? Bo to nie do Was będzie potem należało wychowanie ich na porządnych i szczęśliwych ludzi? Potraficie tak głośno krzyczeć o tym, żeby płodów nie zabijać, ale czy robicie cokolwiek, żeby po urodzeniu mogły żyć godnie? Jesteście gotowi wziąć je pod swoją opiekę? Oddacie im swój czas i swoją miłość? Czy może tylko potraficie krzyczeć z bezpiecznej odległości, komu i co wolno zrobić?

Jako kobieta chciałabym móc postępować zgodnie z własnym sumieniem, jeśli okaże się to konieczne. Jako matka córki i siostra chciałabym, aby bliskie mi kobiety miały tą samą możliwość. Danie wyboru w sprawie aborcji nie jest przecież nakazem do jej wykonywania. Nie sprawi, że nagle kobiety będą biegać do klinik po zabiegi, jak po bułki. Podjęcie takiej decyzji to nie jest łatwa sprawa. Życie z konsekwencjami swojego wyboru również. Nikt nie będzie aborcji stosować zamiast antykoncepcji. Kobiety nie staną się bardziej rozwiązłe i lekkomyślne, bo „najwyżej potem wyskrobię”. To nie będzie działać w ten sposób.

Zamiast walczyć o odebranie kobietom prawa do decydowania zgodnie z ich sumieniem, lepiej byłoby się zająć edukacją seksualną, żeby nie musiały przed takim wyborem nigdy stawać. Powinno się nauczyć młodych ludzi, czym jest antykoncepcja i jakie mogą być konsekwencje jej niestosowania. Zaostrzenie przepisów nie dotknie bowiem tylko kobiet lekkomyślnych i puszczalskich, a nawet gdyby mogło, to nie jest najlepszy sposób ich edukacji. Zakaz zwiększy tragedię ludzi, którzy i tak w wyniku własnych decyzji lub przykrych okoliczności (gwałt) będą cierpieć.

Zanim zmusicie kogoś do życia według Waszych zasad, bo „zabijanie” niemających świadomości płodów wydaje się Wam okrucieństwem, zastanówcie się czy podlejsze nie jest narażanie ich na lata cierpień psychicznych i/lub fizycznych.