Koleżanki, Przyjaciółki, Kochanki – czyli nieistniejące rywalki

Zawsze zastanawiało mnie, dlaczego w większości zazdrosne kobiety wieszają psy na innych kobietach – koleżankach, przyjaciółkach czy kochankach swojego partnera. Chociaż sama bywam zazdrosna, nie zdarza mi się atakować koleżanek Diabła. W końcu mam szacunek do siebie, jego, naszej miłości i wiem, ile to wszystko jest warte.

Dość dawno temu miałam tą wątpliwą przyjemność dostania smsów od żony (wtedy dziewczyny) mojego przyjaciela, które miały mnie uświadomić, jaka to okropna jestem, że mam czelność utrzymywać znajomość z jej facetem. Kazała mi sobie iść… no nie takimi słowami. W zasadzie to rzucała przekleństwami aż miło. Zaznaczam, że od mojego przyjaciela niczego nie chciałam, bo wiedziałam o jego związku, w dodatku sama miałam faceta. On ode mnie też niczego nie chciał. Może jedynie jakichś porad, bo mu tamta dawała w kość. Nasza relacja była czysto koleżeńska i nawet nie wydaje mi się, żeby wiadomości między nami mogły sugerować coś innego. Ona jednak postanowiła interweniować w najbardziej prymitywny sposób – atakując mnie wulgaryzmami.

Nie była to dla mnie pierwsza taka sytuacja, ani też ostatnia. Ze względu na powtarzalność zjawiska postanowiłam interweniować. Może chociaż wśród czytelniczek uda mi się wyeliminować ten problem. Bo nie dość, że to najmniej skuteczna metoda. To jeszcze dobitnie pokazuje, z jak słabym przeciwnikiem ma się do czynienia.

Kobiety najwyraźniej myślą, że ich faceci to takie biedne pluszowe misiaczki, które inne kobiety mogą uwieść, zmanipulować albo zmusić do zdrady. One więc zapewne w imię wielkiej miłości zmuszone są interweniować i usunąć te okropne babska zagrażające ich związkowi. W moim odczuciu sugerują jakąś nie decyzyjność w tych sprawach u swoich mężczyzn. Nie wiem czy one rzeczywiście wybrały takie życiowe marionetki zamiast facetów czy same mają problemy z głową. Choć osobiście bardziej jestem skłonna przyjąć, że tak bardzo chcą wierzyć w miłość, wierność i uczciwość swojego partnera, że wolą osądzić tą wredną zołzę, która biedaka uwiodła. To wszystko przecież jej wina. On jest taki kochany, troskliwy, czuły, spokojny i przede wszystkim po uszy zakochany, że sam z siebie na inną by nie poleciał. To pewnie ta czarownica rzuciła na niego jakiś urok i rozum mu odjęła. Sam by przecież tego nie zrobił! W końcu w domu ma wszystko – seks raz w tygodniu, złośliwości, fochy, ciche dni, wymagania, pretensje i brak akceptacji. Czego mógłby szukać taki w ramionach innej? Bo przecież nie potwierdzenia swojej wartości i męskości.

No, ale nie o powodach zdrad tutaj chciałam, a o dziwnej skłonności do atakowania innych kobiet. Jest to zdecydowanie prostsze rozwiązanie, bo nikt nie lubi obwiniać siebie i przyznawać się do błędów. Te dwie rzeczy zaś trzeba byłoby zrobić, żeby znaleźć prawdziwą przyczynę zejścia partnera na „złą” drogę. Wierzenie, iż on jest taką ofiarą losu, że potknął się niefortunnie i akurat penisem wpadł na inną, w dodatku nagą kobietę, jest ubliżaniem swojej inteligencji. I chyba nawet nie muszę tłumaczyć dlaczego. Wiara, że o to nasz wybranek został zmanipulowany przez inną kobietę również robi z kobiet idiotki, z tym, że podwójnie. Raz, że wybrały sobie faceta, który ma czelność je zdradzać. Dwa, że wybrały drania, który nie ma skrupułów ich bezczelnie okłamywać, że to nie jego wina, bo on nadal kocha.

Z tego samego powodu nie ma też większego sensu ubliżanie kochance swojego faceta, zwłaszcza jeśli tą kochanką wcale nie jest. W ten sposób robicie z siebie zakompleksione idiotki, które nie dość, że nie potrafią zaspokoić swojego faceta tak, żeby gdzie indziej nie szukał, to jeszcze nie potrafią sensownie rozwiązać swojego problemu z tym, który jest prawdopodobnie współwinnym sytuacji. No i jeszcze pokazujecie, że po zebraniu niezbitych dowodów (jeśli takie istnieją), że jesteście robione w balona, nie potraficie kopnąć w zadek drania, który Was tak traktuje.

Jeśli czujecie się winne zdrady swojego partnera (wtf?), to weźcie się za siebie i naprawcie to, co spieprzyłyście, zamiast tracić czas i energię na obrzucanie błotem innej kobiety. W końcu same przyznajecie, że to wasza wina, że poszedł latać za innymi. Próba odstraszenia rywalki niczego nie zmieni, jeśli problem był w was. Wtedy znajdzie się inna chętna do zajęcia się, tym o którego nie dbacie.

Jeśli natomiast nie czujecie się winne, to niech mi ktoś wytłumaczy po jaką cholerę walczyć o wyłączność palanta, który czerpie przyjemność z krzywdzenia was i przyprawiania wam rogów? Jest idealny pod każdym względem? No skoro was zdradza to raczej nie jest. Jest zajebiście bogaty? Skoro wasza godność ma cenę, to już wasz wybór. Prostytucja nie jedno ma imię. Boicie się samotności? A gdy on bzyka inną jesteście mniej samotne? Samotność w związku jest, moim zdaniem, o wiele gorsza.

Może się też zdarzyć, jak w przypadku kilku zazdrosnych o mnie kobiet, że ta, którą obelgami obrzucacie, wcale nie ma i nie planuje romansu z Waszym facetem. Nie każda gustuje w zajętych facetach lub po prostu nie musi być zainteresowana akurat Waszym. Nie jest więc i nie będzie waszym wrogiem. Warto w takim przypadku skorzystać z idiotyzmu, jaki się zrobiło i wykorzystać go.

Zazdrość w każdej postaci jest informacją o nas samych. Jest manifestacją naszych lęków, które biorą się z przeszłych doświadczeń i kompleksów lub z kondycji naszego związku. Dobrym pomysłem byłoby więc zastanowienie się, dlaczego odczuwamy tą zazdrość. Może partner nie daje nam poczucia bezpieczeństwa i trzeba z nim o tym porozmawiać. A może mamy zaniżone poczucie własnej wartości? Wtedy więcej sensu ma praca nad sobą niż obwinianie partnera czy innych kobiet.

Rywalek nie pozbywamy się obrzucając je wyzwiskami, bo to nieskuteczne. Nie urządzamy też scen zazdrości partnerowi, bo wtedy chęć ucieczki będzie jak najbardziej zrozumiała. Wystarczy pokazać mu, że lepszej od nas nigdy nie znajdzie i szukanie jest bez sensu. Faceci są wygodni, nie lubią zmian. Nie będą szukać gdzie indziej, jeśli wszystko czego im trzeba, dostaną w domu. Natomiast żadna kobieta nie będzie dla nas zagrożeniem, jeśli będziemy dbać o siebie, tryskać szczęsciem i pewnością siebie. W dodatku nam samym to lepiej zrobi, więc wybór metody powinien być prosty.

Na koniec gorąca prośba ode mnie:
NIE RÓBCIE Z SIEBIE ŻAŁOSNYCH IDIOTEK!